zeromski/echa-lesne
Krótkie streszczenie
Góry Świętokrzyskie, koniec XIX wieku. Generał Rozłucki, plenipotent właściciela ziemskiego, przyjechał do folwarku, aby przekazać dzierżawcy kawałek lasu przyłączony z lasów rządowych. Przy ognisku w lesie zebrała się grupa urzędników i mieszkańców, czekając aż robotnicy wytną linię graniczną.
Gdy rozmowa zeszła na okoliczne karczmy, generał wspomniał o krzyżu stojącym przy drodze do Suchedniowa. Podleśny Guńkiewicz wyjaśnił, że postawił go na grobie człowieka pochowanego w piasku. Wtedy generał wyjawił, że pochowany to jego bratanek Jan, zwany Rymwidem. Opowiedział zebranym tragiczną historię.
Podczas powstania styczniowego Rymwid, porucznik armii rosyjskiej, zdezerterował i przyłączył się do powstańców. Został schwytany podczas potyczki w lesie. Generał, jako dowódca, musiał przewodniczyć sądowi polowemu nad własnym bratankiem. Sąd skazał Rymwida na śmierć. Przed egzekucją skazaniec wygłosił ostatnią wolę:
Rozkazuję przed śmiercią... żeby mój mały sześcioletni syn, Piotr, był wychowany jako Polak, taki sam jak ja. Rozkazuję, żeby go uczyć, jak jego ojciec zrobił wszystko, aż do samego końca.
Rymwid zginął rozstrzelany o świcie.
Szczegółowe streszczenie
Podział na rozdziały jest umowny.
Ognisko w lesie. Urzędnicy i generał Rozłucki
Przy ognisku rozłożonym tuż pod lasem zebrało się towarzystwo urzędników i miejscowych notabli. Wszyscy czekali na dokończenie wycinania linii granicznej, która miała oddzielić część lasu rządowego i przyłączyć ją do obszaru dworskiego. Robotnicy rąbali linię nocą, gdyż nie zdążyli ukończyć pracy przed zachodem słońca.
Generał Rozłucki siedział uroczyście na składanym stołku, pośrodku dywanu zdjętego z łóżka matki narratora. Był plenipotententem jednego z donatariuszów i przyjechał do folwarku dzierżawionego przez ojca narratora, aby dokonać formalnego przekazania przyłączanego lasu.
Obok generała na pniaku zasłanym pledem kurczył się geometra Knopf, który od tygodnia "bawił" w domu narratora ku udręczeniu wszystkich domowników. W pobliżu siedział także podleśny Guńkiewicz, pijący herbatę z arakiem.
Przy ognisku znajdowali się również pisarz gminny Olszakowski i wójt Gała z miedziakiem za "uśmierienie polskiego miatieża" na sukmanie. Z lasu dochodził łoskot siekier rąbiących ostatnie jodły.
Opowieść generała o bratanku zdrajcy
Echa ciosów mknęły od góry do góry, od kniei do kniei, w dal czarną, w noc, we mgłę. Odbite, wypędzone, dalekie głosy drżały kędyś za światem i zza świata wołały.
Gdy towarzystwo zamilkło, słuchając odgłosów pracy w lesie, generał Rozłucki zwrócił się do Guńkiewicza z pytaniem o drogę do Suchedniowa. Podleśny potwierdził znajomość okolicy, wspominając karczmę przy drodze od Zagnańska ku Wzdołowi. Generał dopytywał się o szczegóły miejsca, szczególnie o wydmuch piasku za karczmą, gdzie rosły brzózki.
Guńkiewicz opowiedział, że z brzóz została tylko jedna, przy której stoi krzyż przez niego postawiony. Gdy generał dopytywał się o powód postawienia krzyża w tym miejscu, podleśny wyjaśnił, że tam leży pochowany człowiek, którego znał - każdy, kto wchodził do tych lasów, musiał go spotkać.
Generał wyjął srebrną papierośnicę i z zimnym uśmiechem oznajmił, że ów pochowany człowiek to jego rodzony bratanek. Geometra Knopf gwałtownie spojrzał na generała i wykrzyknął: "Rymwid?!". Generał potwierdził, dodając z zaciekłością, że Jan Rymwid był porucznikiem jego pułku i "doigrał się".
Sąd polowy i egzekucja Jana Rozłuckiego
Generał rozpoczął opowieść o swoim bratanku Janie, synu brata poległego pod Sewastopolem. Obiecał umierającemu bratu, że wychowa jego dwóch synów na ludzi. Starszy syn zmarł na Kaukazie, młodszy Jan służył w pułku generała. Gdy wybuchło powstanie styczniowe, Jan uciekł nocą z kwatery do powstańców, zostawiając list wzywający stryja do przyłączenia się do "bandy".
Generał opowiadał o pościgach za powstańcami, szczególnie za pułkownikiem Walterem, który zwodził wojska rosyjskie fałszywymi ogniskami. Pewnej nocy kapitan Szczukin przyprowadził jeńca schwytanego w walce wręcz - okazał się nim Jan Rozłucki. Generał miał rozkaz oczyszczenia lasów z prawem życia i śmierci.
Natychmiast zasiadł sąd polowy w wielkiej izbie karczmy. Generał prezydował, obok niego zasiedli kapitanowie Szczukin i Fiedotow oraz porucznik von Tauwetter i feldfebel Jewsiejenko. Przyprowadzono Jana - małego, wychudłego, z twarzą rozciętą bagnetem.
Sześciu żołnierzy, on w środku. Mały, wychudły, czarny, oborwaniec. Włosy wzjeroszeny. Ledwie poznać... Spojrzę ja na niego: Jaś, rodzonego brata ulubiony syn... Na kolanach wyhodowałem...
Kapitan Szczukin zadawał oskarżonemu pytania o złamanie przysięgi i zdradę. Jan przyznał się do wszystkich zarzutów. Gdy Szczukin żądał, by spuścił oczy jako zdrajca, Jan odpowiedział:
Ja stoję przed sądem Boga. A ty mnie sądź według swojego sądu, jak chcesz.
Podczas głosowania dwa głosy padły za karą natychmiastową, dwa za odesłaniem do Kielc. Generał przechylił szalę na stronę egzekucji. Przed śmiercią Jan wypowiedział swoją ostatnią wolę - rozkazał, by jego sześcioletni syn Piotr był wychowany jako Polak i by pracował dla ojczyzny, gotów umrzeć za nią bez strachu.
Rankiem generał obserwował egzekucję z okna karczmy. Jan siedział spokojnie na kupie piasku, trzymając fotografię syna. Gdy nadszedł pluton egzekucyjny z jego własnej roty, pozdrowił żołnierzy po rosyjsku:
— Zdorowo, rebiata!
— Zdrawia żełajem waszemu błagorodju! — zawrzasnęli żołnierze plutonu jak jeden człowiek.
Jan odmówił zawiązania oczu, przycisnął fotografię do serca i zamknął oczy z pięknym uśmiechem na ustach.
Przycisnął tedy do serca ową małą fotografijkę, zamknął oczy. Uchyliły mu się usta od wyższego pięknego uśmiechu. Zamknąłem i ja oczy... Przypadłem piersiami do ściany.
Odkrycie prawdy o synu poległego
Po zakończeniu opowieści geometra Knopf zdjął czapkę i szeptał coś do siebie, a Guńkiewicz grzebał patykiem w popiele, ukrywając łzy. Zapanowała cisza, przerywana tylko echami dobiegającymi z leśnych gór.
Wówczas pisarz gminny Olszakowski zapytał generała o los syna poległego powstańca. Generał odpowiedział mu grubiańsko, że to nie jego sprawa. Pisarz jednak nie ustępował, pytając, czy spełniła się ostatnia wola Jana. Generał ponownie odmówił odpowiedzi, ale pisarz z bezczelną drwiną spojrzał mu prosto w oczy i powiedział:
ja się też od razu dorozumiałem, że z tej twojej ostatnej woli, mój ty 'kapitanie Rymwidzie', tęgo się diabeł musiał uśmiać...