slowacki/kordian
Bardzo krótkie streszczenie
Polska pod zaborami, rok 1828-1829. Młody szlachcic Kordian cierpiał z powodu nieszczęśliwej miłości do Laury i przeżywał kryzys egzystencjalny.
Po nieudanej próbie samobójstwa wyruszył w podróż po Europie. Odwiedził Londyn, Dover, Włochy, gdzie romansował z Wiolettą, ale stracił cały majątek w grze. Spotkał się z papieżem w Watykanie, prosząc o błogosławieństwo dla polskiej ziemi skropionej krwią, lecz papież odmówił. Następnie wszedł na Mont Blanc, gdzie doznał mistycznego olśnienia i postanowił poświęcić życie dla wolności Polski.
Powrócił do Warszawy podczas koronacji cara Mikołaja I na króla Polski w 1829 roku. Wstąpił do spisku niepodległościowego, którego celem było zabicie cara. W podziemiach kościoła św. Jana spiskowcy głosowali nad planem zamachu, ale większość była przeciwna. Kordian postanowił działać sam - miał wartę w zamku królewskim tej nocy.
W zamku, idąc korytarzami do sypialni cara, Kordian zmagał się z własnymi lękami i wyobraźnią.
Puszczajcie mię! puszczajcie! jam carów morderca;
Idę zabijać... ktoś mię za włos trzyma.
Widząc różne urojenia i widma, ostatecznie zemdlał u drzwi carskiej sypialni. Car znalazł go nieprzytomnego z bagnetem w ręku i kazał aresztować. Kordian został oskarżony o zamach na życie cara i skazany na śmierć przez rozstrzelanie. Wielki Książę Konstanty, który początkowo chciał go ukarać, ostatecznie wyjednał u cara ułaskawienie, ale było już za późno - egzekucja miała się właśnie rozpocząć.
Dramat kończy się sceną na placu egzekucji, gdzie adiutant pędzi z ułaskawieniem, ale nie wiadomo, czy zdąży na czas.
Szczegółowe streszczenie według aktów
Tytuły aktów uzupełniono podtytułami, a Akt III został podzielony na trzy redakcyjne części.
Przygotowanie. Diabelska narada nad losem Polski
W sylwestrową noc 1799 roku w górach karpackich, w chacie niegdyś sławnego czarnoksiężnika Twardowskiego, odbywała się diabelska narada. Szatan w postaci pięknego anioła zjawił się do czarownicy, która czesała włosy i śpiewała. Gdy wybił ostatni dzwon kończący wiek osiemnasty, Szatan wezwał swoich towarzyszy. Spadło dziesięć tysięcy szatanów, którzy mieli ocenić koła w wiekowym zegarze czasu i namaścić go krwią dziecięcia.
Szatan ogłosił, że nadchodzi wiek dziewiętnasty, który ucieszy diabły. Mefistofel dołączył do narady, a Szatan polecił mu wybrać jakąś igraszką wśród ziemskiej rzeszy. Wskazał na naród, któremu zbliża się dzień ogromny - naród noszący krzywe szable jak rogi diabłów, który ma rozpocząć walkę podobną do tej, jaką szatani niegdyś wiedli z panem niebios. Ten naród miał się podnieść, zwyciężyć i zginąć.
Diabły rozpoczęły tworzenie ludzi do rządu dla tego narodu. W kocioł platynowy wrzucały żywioły ziemi i lądu, szpilki Napoleona z główkami laku, dyjament, sekretny atrament z kałamarza Talleyranda. Stworzyli kolejno trzech przywódców, nadając im ironiczne nazwiska. Następnie tworzyli tłumy mówców, używając języka Balaama oślicy, oraz innych postaci, które miały kierować narodem. Gdy z kotła wyłonił się niszczyciel-zdrajca, który miał opuścić ginących rycerzy jak kruk z arki, głos z powietrza przerwał diabelską pracę.
Prolog. Trzy głosy o narodzie i misji poety
Archanioł opowiedział, jak jedna z gwiazd obłąkała się w drodze, a on ją zgonił lotem i położył drżącą przed tronem Jehowy. Bóg rzekł mu, że krew ludzka rumieni jego skrzydła. Archanioł błagał o zmiłowanie nad ginącym ludem, prosząc, by Bóg go podniósł lub gromem dokonał. Bóg odpowiedział, że jego wola się stanie. Chór aniołów śpiewał, że ziemia to plama na nieskończoności błękicie, którą Bóg zetrze palcem lub wleje w nią życie jak w posąg gliniany Adama.
W prologu przemówiły trzy osoby. Pierwsza przedstawiła się jako duch Apokalipsy, stojący wśród siedmiu złocistych lichtarzy, podobny do człowieka w długiej szacie przepasanej złotym pasem. Miała białe włosy jak śnieg, oczy płonące ogniem, nogi jak rozżarzona miedź i głos huczący jak szalona woda. W ręku niosła siedem gwiazd, z ust wytryskał jej miecz ostry obosieczny. Druga osoba wyjaśniała alegorię pierwszej, mówiąc o poecie-wygnańcu stojącym wśród siedmiu narodów. Trzecia zapowiadała wskrzeszenie ludu z prochu narodowej urny.
Trzecia osoba prologu obiecała postawić aktorów wyższych o całe mogiły, zerwać z przebudzonych rycerzy zgniły całun i obwić wszystkich nieba polskiego błękitem. Miała oświecić ich duszy promieniem i świtem urodzonych nadziei, aby przeszli przed widzami pozdrowieni uśmiechem, pożegnani łzami.
Akt 1. Młodzieńcze zwątpienie i nieszczęśliwa miłość Kordiana
Na wiejskim dziedzińcu pod wielką lipą leżał piętnastoletni chłopiec, pogrążony w zadumie nad samobójstwem młodego człowieka. Początkowo potępiał ten czyn, ale z czasem zaczął go rozumieć. Patrzył na jesienną naturę, słuchał dzwonu wieczornych pacierzy i rozmyślał o swoim życiu pełnym uczuć i marzeń, które więdły jak liście.
Kordian zwrócił się do starego sługi, który czyścił broń myśliwską. Starzec opowiedział mu bajkę o Janku, który nie nadawał się do nauki ani do rzemiosła, ale w obcym kraju został doceniony przez króla za umiejętność szycia butów dla psów. Król uczynił go szambelanem, a potem rządcą prowincji.
Następnie Grzegorz opowiedział o swoich przeżyciach z wojen napoleońskich, o bitwie pod piramidami w Egipcie, gdzie widział anioła z płomienistą dzidą przebijającego smoka. Wspomniał też o Kazimierzu, młodzieńcu, który w syberyjskiej niewoli próbował wyprowadzić polskich jeńców do ojczyzny, ale zginął bohaterską śmiercią, zabijając tatarskiego pułkownika.
Jam bezsilny! nie mogę, jak Edyp zabójca,
Rozwiązać wszystkich sfinksów zagadki na świecie;
Rozmnożyły się sfinksy, dziś tajemnic trójca
Liczna jak ziarna piasku
Kordian wyznał swoje zwątpienie i bezsilność wobec zagadek świata. Postanowił iść na świat rąbać nadpróchniałe drewna przesądów. Chciał zapomnieć o miłości, która pozostanie tylko głosem wspomnień. Gdy usłyszał wołanie Laury, zrozumiał, że jest zamknięty w kole czarów tajemniczych.
W ogrodzie Kordian spotkał się z Laurą. Dziewczyna znalazła w jego imionniku kartę zapisaną wierszami, w których wyznawał jej miłość. Kordian był smutny i melancholijny, mówił zagadkami o jesiennej naturze i przemijaniu. Laura próbowała go pocieszyć, mówiąc o przyszłości, ale młodzieniec pogrążał się w filozoficznych rozważaniach o duszy i aniele.
Laura odeszła zaniepokojona zachowaniem Kordiana. Młodzieniec został sam w ogrodzie, kontemplując gwiazdy na niebie i rozmyślając o śmierci. Wyciągnął pistolet, zastanawiając się nad samobójstwem, ale ostatecznie postanowił znaleźć odludną łąkę w lesie. Tej nocy Laura nie mogła spać, martwiąc się o Kordiana. Przeczytała jego wiersz, w którym przepowiadał swoje nawiedzanie jej wspomnień. Gdy usłyszała tętent konia bez jeźdźca, a potem Grzegorz przyniósł wieść, że panicz się zastrzelił, ogarnęła ją rozpacz.
Akt 2. Europejska wędrówka i idea Mont Blanc
Rok 1828. W James Parku w Londynie siedział Kordian, który przeżył próbę samobójczą. Uciekał tu od wrącego gminu, podziwiając ten ogród jak czarowną sielankę Londynu. Rozmawiał z dozorcą ogrodu o angielskich zwyczajach i obserwował samotnego człowieka przy sadzawce, który okazał się bankrutem ukrywającym się przed prawem.
W Dover Kordian siedział na białej kredowej skale nad morzem, czytając fragment "Króla Leara" Szekspira o przepaści. Podziwiał geniusz Szekspira, który zbudował górę większą od tej, którą stworzył Bóg. Porównywał siebie do człowieka zbierającego chwast po skałach życia.
We włoskiej willi Kordian przeżywał namiętną miłość z piękną Włoszką. Rozkoszował się jej urodą, czarnymi oczami i perłami na płomiennym łonie. Jednak stopniowo ogarniały go refleksje o przeszłości - o zamku przodków, który stopił na złoto dla ukochanej.
Gdy Kordian wyznał Wioletcie, że przegrał jej brylanty w grze, kobieta okazała swą prawdziwą naturę. Płakała nad utratą klejnotów, a nie nad cierpieniem ukochanego. Kordian postanowił odjechać na koniu ze złotymi podkowami, które wygrał na ostatnią kartę. Zaproponował Wioletcie wspólną ucieczkę, obiecując uczty za pieniądze ze sprzedanych podków, a potem samobójstwo. Wioletta zgodziła się jechać, ale gdy koń upadł po zgubieniu podków, przeklinała Kordiana i odeszła.
W Watykanie Kordian spotkał się z papieżem, przynosząc mu w darze garść ziemi z miejsca, gdzie wymordowano dziesięć tysięcy ludzi. Papież przyjął go łaskawie jako potomka Sobieskich, chwaląc cesarza za łaski dla katolickiej wiary. Papuga papieża przerywała rozmowę okrzykami "Miserere" i "De profundis clamavi". Gdy Kordian rzucił na powietrze garść ziemi męczenników, papież zagroził, że pierwszy rzuci klątwę na pobitych Polaków.
Na najwyższej igle Mont Blanc Kordian stanął sam, otoczony niebem z góry i z dołu. Czuł się zamknięty w kulę kryształową. Kontemplował swoje położenie jako posąga człowieka na posągu świata. Marzył o tym, by wedrzeć się na umysłów górę i być najwyższą myślą wcieloną.
Jam jest posąg człowieka na posągu świata.
O, gdyby tak się wedrzeć na umysłów górę,
Gdyby stanąć na ludzkich myśli piramidzie
Kordian zastanawiał się, czy może siłą uczucia napełnić swoje serce, aby rozlało się na tłumy i popłynęło rzeką pod trony. Przypomniał sobie Winkelrieda, szwajcarskiego bohatera, który poświęcił życie dla wolności. Ogarnęła go wizja Polski jako Winkelrieda narodów.
Polska Winkelriedem narodów!
Poświęci się, choć padnie jak dawniej! jak nieraz!
Nieście mię, chmury! nieście, wiatry! nieście, ptacy!
Chmura zniosła Kordiana z lodowej igły na rodzinną ziemię. Rzucając się na polską glebę z wyciągniętymi rękoma, zawołał: "Polacy!". Powrócił do ojczyzny z misją wyzwolenia narodu.
Spisek koronacyjny i dzień koronacji cara
Na placu przed zamkiem królewskim w Warszawie przygotowywano się do koronacji cara. Wielkie rusztowanie pokryte czerwonym suknem zajmowało większą część placu, na nim zasiadały przystrojone kobiety. Lud warszawski obserwował przygotowania, komentując wydarzenia. Szewc, szlachcic i żołnierze rozmawiali o ceremonii, żartując z garba eleganckiego mężczyzny.
W katedrze odbywała się koronacja. Prymas z bogatą asystencją odprawiał mszę, cesarz stał pod szkarłatnym baldakimem otoczony polskimi dygnitarzami i rosyjskimi jenerałami. Car położył rękę na księdze konstytucyjnej i przysiągł ją święcić. Po ceremonii prymas intonował psalm "Te Deum".
Na placu lud obserwował powrót cara z kościoła. Nagle rozległ się krzyk kobiety, której dziecko zostało zabite przez Wielkiego Księcia. Żandarmi porwali matkę i zamietli krwią polane bruki. Gdy orszak koronacyjny powrócił do zamku, lud rzucił się na sukno pokrywające estradę, rozrywając je na sztuki. Okryci czerwonymi płachtami ludzie rozchodzili się po ulicach. Nieznajomy człowiek śpiewał pieśń o przemienianiu wina w krew.
Noc w podziemiach katedry. Wahanie i nieudany zamach
W podziemnym lochu kościoła św. Jana, wśród trumien królów polskich, odbywało się tajne zebranie spiskowców. Prezes spisku, starzec w czarnej masce z siwymi włosami, siedział sam przy stole. Przybywali kolejni zamaskrowani członkowie konspiracji, podając hasło "Winkelried".
Prezes wahał się przed podjęciem decyzji o zamachu, wspominając swoje młode lata i walkę za wolność. Podchorąży wygłosił płomienny monolog o zemście na carze, przypominając historię rozbiorów i cierpienia narodu. Opisywał, jak Katarzyna II dała Polakom za króla trupa z głową Burbona, a dziś car wkładał koronę u stopni ołtarza.
Dzień naszej zemsty będzie wielki — wiekopomny!
A dzień pierwszy wolności gdy radość roznieci,
Ludzie wesela krzykiem o niebo uderzą
Prezes ostrzegał przed konsekwencjami zabójstwa cara, ksiądz przypominał o grzechu morderstwa. Gdy przystąpiono do głosowania kulami i groszami, okazało się, że tylko pięć głosów było za zbrodnią, a sto pięćdziesiąt przeciw. Podchorąży zdemaskował się - był to Kordian. Ogłosił, że ma wartę w zamku tej nocy i sam dokona zamachu.
Kordian ma wartę w zamku tej nocy... słyszycie?
Kordian ma wartę w zamku w nocy...
W sali koncertowej zamku Kordian szedł z karabinem, nękany przez widma Imaginacji i Strachu. Widział węże złota rozwijające się z murów, sfinksy spełzające z marmuru, dziewicę odlatującą od ściany. Imaginacja pokazywała mu wizje, a Strach przestrzegał przed niebezpieczeństwami. W gabinecie konferencyjnym Kordian zobaczył carską koronę na złotym trójnogu.
Gdy Kordian dotarł do drzwi sypialni cara, padł bez czucia krzyżem na bagnecie. Car wyszedł z sypialni z lampą nocną, potknął się o leżącego Kordiana i rozpoznał w nim polskiego podchorążego z bagnetem. Zranił go szpadą w rękę, ale Kordian mówił w obłąkaniu o trupach w oknie. Car wezwał straż i kazał rozstrzelać zamachowca, jeśli nie zwariował.
Szpital wariatów, wyrok i ocalenie w ostatniej chwili
W szpitalu wariatów Kordian leżał w gorączce. Dozorca oprowadzał obcego doktora po zakładzie. Tajemniczy doktor rozpoczął filozoficzną rozmowę z Kordianem, przedstawiając cyniczne teorie o stworzeniu świata i naturze ludzkiej. Pokazał mu dwóch wariatów, którzy uważali się za zbawców ludzkości.
Wielki Książę Konstanty wpadł z żołnierzami i kazał prowadzić Kordiana na śmierć. Na Placu Saskim wojsko polskie ustawiło się do egzekucji. Wielki Książę wściekał się na Kordiana, grożąc mu torturami. Kazał ustawić piramidę z karabinów i nakazał Kordianowi przeskoczyć przez nią na koniu. Mimo zagrożenia śmiercią, Kordian wykonał skok i przeżył.
W celi klasztornej Kordian przygotowywał się do śmierci z księdzem zakonnym. Grzegorz płakał nad losem swego pana. Kordian żegnał się ze światem, prosząc Grzegorza, by nazwał swego przyszłego wnuka jego imieniem. Gdy przyszedł oficer z wyrokiem rozstrzelania, Kordian pożegnał się z wiernym sługą.
Nie będę z nimi! — O zmarli Polacy,
Ja idę do was!... Jam jest ów najemny,
Któremu Chrystus nie odmówił płacy
W zamku car i Wielki Książę Konstanty stoczyli dramatyczną kłótnię. Konstanty żądał ułaskawienia Kordiana, ale car odmówił. Książę przypomniał bratu morderstwo ich ojca, cara Pawła, i groził buntem. Car opowiedział o zbrodni Konstantego - zamordowaniu młodej Angielki. Ostatecznie car podpisał ułaskawienie, a książę wysłał adiutanta na Plac Marsowy. Na placu egzekucyjnym, gdy oficer już podniósł rękę do komendy, adiutant przybył w ostatniej chwili z ułaskawieniem.
Więc gdy mi wezmą życie... a starzec pogrzebie!...
Kiedyś!... za błędnym dzieckiem po łąkach lub w borze
Głos matki wołać będzie: Kordian! Kordian!