prus/katarynka

Z Wikisum
Skocz do:nawigacja, szukaj
Uwaga: To streszczenie zostało wygenerowane przez SI, więc może zawierać błędy.
🎶
Katarynka
1880
Streszczenie książki
Oryginał czyta się w 34 minut
Mikrostreszczenie
Mecenas nienawidził katarynek i płacił stróżom za ich niepuszczanie. Sąsiadka ociemniała po gorączce. Gdy kataryniarz zagrał, dziecko zatańczyło. Mecenas pozwolił na muzykę i szukał okulisty.

Bardzo krótkie streszczenie

Warszawa, XIX wiek. Pan Tomasz był emerytowanym mecenasem, który codziennie spacerował ulicą Miodową.

👨🏻‍💼
Pan Tomasz – mecenas w pewnym wieku, emerytowany adwokat, rumiana twarz, szpakowate faworyty, siwe łagodne oczy, miłośnik sztuki, nienawidzi katarynek.

Był miłośnikiem sztuki i kolekcjonerem, ale miał jedną słabość - nienawidził katarynek i kataryniarzy. Dźwięk tych instrumentów wprowadzał go w furię. Mieszkał w eleganckim mieszkaniu, które urządził z wielkim smakiem artystycznym.

Naprzeciwko jego okien mieszkały dwie kobiety z małą dziewczynką. Dziecko było niewidome od dwóch lat - ociemniało po ciężkiej gorączce w szóstym roku życia.

👧🏻
Niewidoma dziewczynka – około 8 lat, ciemne włosy, ładna twarzyczka, blada, nieruchawe, ociemniała w 6. roku życia po gorączce, mieszka z matką i jej przyjaciółką.

Pan Tomasz obserwował smutne dziecko, które całymi dniami siedziało w oknie, nie śpiewało ani się nie bawiło. Pewnego dnia, gdy mecenas był pochłonięty skomplikowaną sprawą prawną, na podwórzu rozległa się katarynka. Gdy usłyszał znienawidzone dźwięki, gotów był wybuchnąć gniewem.

Mała niewidoma dziewczynka tańczyła po pokoju, klaszcząc w ręce. Blada jej twarz zarumieniła się, usta śmiały się, a pomimo to z zastygłych oczu płynęły łzy jak grad.

Widząc radość dziecka, pan Tomasz zmienił zdanie. Zamiast przepędzić kataryniarza, polecił stróżowi, aby codziennie wpuszczał muzykantów na podwórze. Następnie wyszedł z domu, aby znaleźć okulistę dla małej.

Szczegółowe streszczenie

Podział streszczenia na rozdziały jest redakcyjny.

Wprowadzenie: pan Tomasz – elegancki mecenas i jego wstręt do katarynek

Codziennie około południa na ulicy Miodowej można było spotkać eleganckiego jegomościa w pewnym wieku, który spacerował od placu Krasińskich ku ulicy Senatorskiej. Latem nosił wykwintne ciemnogranatowe palto, popielate spodnie od pierwszorzędnego krawca i buty połyskujące jak zwierciadła. Na głowie miał nieco wyszarzały cylinder.

Pan Tomasz miał rumianą twarz, szpakowate faworyty i siwe, łagodne oczy. Chodził pochylony, trzymając ręce w kieszeniach. W czasie swojej młodości był żywym obrońcą, który biegał tak szybko, że żadna szwaczka nie uciekłaby przed nim. Był wesoły, rozmowny i miał szczęście do kobiet. Gdy został mecenasem, jego czoło urosło aż do ciemienia, a na wąsach pojawiły się srebrne włosy.

Pan Tomasz całe swoje spokojne uczucie skierował do sztuki. Na koncertach wybierał miejsca odległe od estrady, w teatrze obeznawał się wprzódy z utworem dramatycznym, a obrazy oglądał gdy było najmniej widzów. Miał jednak jedno dziwactwo - nienawidził kataryniarzy i katarynek.

Muzyka — mówił wzburzony — stanowi najsubtelniejsze ciało ducha, w katarynce zaś duch ten przeradza się w funkcję machiny i narzędzie rozboju. Bo kataryniarze są po prostu rabusie!

Nowe sąsiadki i niewidoma dziewczynka – cicha codzienność po obu stronach podwórza

Dom, w którym mecenas mieszkał, przechodził kilka razy z rąk do rąk. Pan Tomasz z rezygnacją płacił podwyżki komornego, ale pod warunkiem zapisanym w umowie, że katarynki grywać w domu nie będą. Każdemu nowemu stróżowi dawał dziesięć złotych miesięcznie za to, żeby na podwórze nigdy nie puszczał katarynek.

Od św. Jana do lokalu naprzeciwko okien pana Tomasza sprowadziły się dwie panie z małą, może ośmioletnią dziewczynką. Kobiety utrzymywały się z pracy - jedna szyła, druga wyrabiała pończochy i kaftaniki na maszynie. Młodszą z nich dziewczynka nazywała mamą, a starszej mówiła: pani.

👩🏻
Matka dziewczynki – młodsza i przystojniejsza z dwóch kobiet, szyje na utrzymanie, troskliwa matka niewidomego dziecka.

Pan Tomasz mógł doskonale widzieć, co się dzieje u jego sąsiadek. Były tam sprzęty ubogie, a na stołach i krzesłach leżały tkaniny przeznaczone do szycia. Dziewczynka zwykle siedziała przy oknie. Było to dziecko z ciemnymi włosami i ładną twarzyczką, ale blade i jakieś nieruchawe. Czasami wiązała pasek z bawełnianych nici, niekiedy bawiła się lalką.

Pan Tomasz nie widział nigdy, żeby dziecię to śpiewało lub biegało po pokoju. Spostrzegł raz, że matka dała jej mały bukiecik. Dziewczynka ożywiła się nieco, całowała kwiaty i włożyła je w szklankę wody.

Historia utraty wzroku dziecka i jej wrażliwy świat zmysłów

Jednego dnia mecenas zobaczył coś niezwykłego. Mizerna dziewczynka oparłszy głowę na ręku położyła się prawie na wznak w swoim oknie i szeroko otwartymi oczyma patrzyła prosto w słońce. Na jej twarzyczce grały jakieś uczucia: niby radość, a niby żal.

— Ona nie widzi! — szepnął mecenas opuszczając binokle. W tej chwili doświadczył kłucia w oczach na samą myśl, że ktoś może wpatrywać się w słońce, które ziało żywym ogniem.

Istotnie, dziewczynka była niewidoma od dwu lat. W szóstym roku życia zachorowała na jakąś gorączkę, przez kilka tygodni była nieprzytomna, a następnie tak opadła z sił, że leżała jak martwa. Pojono ją winem i bulionami, więc stopniowo przychodziła do siebie. Ale pierwszego dnia, kiedy ją posadzono na poduszce, zapytała matki:

— Mamo, czy to jest noc?... — Nie, moje dziecko... A dlaczego ty tak mówisz? Ale dziewczynka nie odpowiedziała: spać się jej chciało... Tylko nazajutrz... spytała znowu: — Czy to jeszcze jest noc?...

Wtedy zrozumiano, że dziewczynka nie widzi. Lekarz zbadał jej oczy i zaopiniował, że trzeba czekać. Mijały dnie i tygodnie w ciągłym oczekiwaniu. Dziewczynka poczęła już wstawać z łóżeczka, nauczyła się chodzić po pokoju omackiem, sama ubierała się i rozbierała powoli i ostrożnie. Ale wzrok jej nie wracał.

👨🏻‍⚕️
Lekarz – doktor badający oczy niewidomej dziewczynki, zaopiniował że trzeba czekać na powrót wzroku.

Stopniowo pamięć wzrokowych wrażeń poczęła zacierać się w dziewczynce. Uwaga jej skierowała się na zmysł dotyku, powonienia i słuchu. Jej twarz i ręce nabrały takiej wrażliwości, że zbliżywszy się do ściany, czuła o kilka cali lekki chłód. Przysłuchiwała się więc po całych dniach.

Dla niej dzień i noc zlały się w jedno i trwały zawsze... Stopniowo pamięć wzrokowych wrażeń poczęła zacierać się w dziewczynce.

Mecenas pogrążony w pracy, zakazana katarynka rozbrzmiewa pod oknem

W nowym domu dziewczynka musiała siedzieć w pokoju. Na strych i do piwnicy nie wolno było chodzić. Nie słyszała ptaków ani drzew, a na podwórzu panowała straszna cisza. Nie puszczano handlarzy starzyzny ani śmieciarek. Jedyną jej przyjemnością było wpatrywanie się w słońce. Dziewczynka znowu poczęła tęsknić i zmizerniała w ciągu kilku dni.

Zdarzyło się, że jeden z przyjaciół mecenasa miał proces i oddał mu papiery do przejrzenia. Sprawa była zawikłana. Pan Tomasz im więcej wczytywał się w dokumenty, tym bardziej się zapalał. Nie wychodził już z mieszkania, tylko zamknięty w swoim gabinecie czytał akta i notował.

Gdy tak mecenas nurzał się w powikłanych kombinacjach, zdarzył się dziwny wypadek. Na podwórzu, pod samym oknem pana Tomasza, odezwała się katarynka! Katarynka była popsuta, grała fałszywie ordynarne walce i polki, a tak głośno, że szyby drżały. Na domiar złego trąba ryczała jak wściekłe zwierzę.

🎵
Kataryniarz – mężczyzna grający na katarynce, przytupuje wielkim obcasem, gwiżdże jak lokomotywa, sprawia radość niewidomej dziewczynce.

W sercu mecenasa zbudziły się dzikie instynkty. Pan Tomasz skoczył jak tygrys do okna i postanowił zwymyślać kataryniarza najgorszymi wyrazami. Już wychylił się i otworzył usta, gdy wtem usłyszał dziecięcy głos. Spojrzał naprzeciwko.

Radość dziewczynki i przełom w sercu pana Tomasza – decyzja o pomocy

Mała niewidoma dziewczynka tańczyła po pokoju, klaszcząc w ręce. Blada jej twarz zarumieniła się, usta śmiały się, a pomimo to z zastygłych oczu płynęły łzy jak grad. Ona, biedactwo, w tym domu spokojnym dawno już nie doświadczyła tylu wrażeń! Kataryniarz, widząc uciechę dziecka, zaczął przytupywać wielkim obcasem w bruk i od czasu do czasu pogwizdywać niby lokomotywa.

Ona, biedactwo, w tym domu spokojnym dawno już nie doświadczyła tylu wrażeń! Jak pięknym zjawiskiem wydawały się jej fałszywe tony katarynki!

Do gabinetu mecenasa wpadł wierny lokaj ciągnąc za sobą stróża i wołając, że mówiłem temu gałganowi, żeby natychmiast wygnał kataryniarza. Mecenas odwrócił się do stróża i rzekł ze zwykłą sobie flegmą:

🤵🏻‍♂️
Lokaj mecenasa – wierny służący pana Tomasza, stary, składa codzienne raporty, pilnuje interesów swojego pana.

— Za to, ażebyś przez jakiś czas co dzień puszczał katarynki. Rozumiesz? — Co pan mówi?... — zawołał służący... — Głupiś, mój kochany! — rzekł mu dobrotliwie pan Tomasz.

Pan Tomasz wyrzucił katarynce dziesiątkę. Następnie wziął kalendarz, wyszukał w nim listę lekarzy i zapisał na kartce adresy kilku okulistów. Wyszedł mrucząc:

— Biedne dziecko!... Powinienem był zająć się nim od dawna... — wziął kalendarz, wyszukał w nim listę lekarzy i zapisał na kartce adresy kilku okulistów.