poe/studnia-i-wahadlo

Z Wikisum
Skocz do:nawigacja, szukaj
Uwaga: To streszczenie zostało wygenerowane przez SI, więc może zawierać błędy.
🕳️
Studnia i wahadło
ang. The Pit and the Pendulum · 1842
Streszczenie opowiadania
Czas czytania oryginału: 44 minut
Mikrostreszczenie
Skazany przez inkwizycję ocknął się w celi ze studnią. Uwolnił się spod opadającego ostrza, gdy szczury przegryzły jego więzy. Gdy rozpalone ściany spychały go w otchłań, ocaliła go armia francuska.

Krótkie streszczenie

Toledo, czasy inkwizycji hiszpańskiej. Narrator został skazany na śmierć przez trybunał inkwizycyjny. Po ogłoszeniu wyroku zemdlał i ocknął się w całkowitej ciemności.

👨🏻
Narrator – mężczyzna skazany przez inkwizycję na śmierć, więzień torturowany w lochach Toledo, wrażliwy, inteligentny, przeżywa straszliwe męczarnie.

Po omacku badał więzienie i odkrył, że jest kwadratowe, z metalowymi ścianami pokrytymi wizerunkami demonów. W samym środku znajdowała się głęboka studnia, do której o mało nie wpadł. Gdy ponownie zasnął i obudził się, znalazł się przywiązany do drewnianego pomostu. Nad nim wisiało ogromne wahadło zakończone ostrym półksiężycem, które powoli opadało.

Wahadło zbliżało się coraz niżej, grożąc przecięciem jego ciała. W desperacji posmarował więzy resztkami mięsa z talerza, przywabiając szczury. Zwierzęta przegryzły rzemienie, uwalniając go tuż przed śmiertelnym ciosem. Jednak inkwizytorzy przygotowali kolejną torturę - ściany celi rozgrzały się do czerwoności i zaczęły się zwężać, spychając go w stronę studni.

Gdy już miał wpaść do otchłani, rozległ się huk i zgiełk.

Jakaś dłoń wyciągnięta pochwyciła dłoń moją (...) Była to dłoń generała Lassalle'a. Armia francuska wkroczyła do Toleda. Inkwizycja była w rękach swych wrogów.

Narrator został uratowany.

Szczegółowe streszczenie

Podział na rozdziały jest umowny.

Wyrok i zemdlenie w sądzie inkwizycji

Skazaniec siedział przed trybunałem inkwizycji w Toledo, wyczerpany długotrwałą agonią procesu. Gdy wreszcie pozwolono mu przybrać postawę siedzącą po zdjęciu więzów, poczuł, że traci zmysły.

Wyrok — okrutny wyrok śmierci — był ostatnim, z umysłu dobitnie wymówionym zdaniem, które dosięgło mych uszu.

Po usłyszeniu wyroku głosy sędziów zaczęły się zlewać w bezbrzeżną gędźbę majaczeń, przypominającą dźwięk koła młyńskiego. Nagle przestał słyszeć, zachowując jednak przez pewien czas zdolność widzenia, lecz w sposób straszliwie wyolbrzymiony. Widział wargi sąsiadów - sędziów ubranych na czarno.

⚖️
Inkwizytorzy – sędziowie inkwizycji, mężczyźni ubrani na czarno, okrutni, bezlitośni, o białych wargach i wzgardliwych twarzach.

Ich wargi były białe, bielsze niż papier, wąskie aż do śmieszności, zwężone skupionym wyrazem okrucieństwa i nieugiętej wzgardy dla ludzkiego cierpienia. Widział, jak z tych warg sączyły się rozkazy dotyczące jego przeznaczenia. Siedem wielkich świateł na stole zrazu przybrało postać anielską, lecz wkrótce przeobraziło się w widma o ognistych głowach. Do jego wyobraźni wsnuła się myśl o spoczynku w mogile, ale w tej samej chwili twarze sędziów znikły, płomienie zgasły i nastała ciemność. Zemdlał, lecz nie utracił całkowicie świadomości.

Przebudzenie w ciemnym więzieniu

Powracając do świadomości, więzień próbował odtworzyć wspomnienia z okresu niebytu. Zdarzały się chwile, gdy wydawało mu się, że osiąga swój cel - przypominał sobie wielkie postacie, które dźwigały go w dół, coraz niżej, aż zawrót głowy ogarnął go na myśl o nieskończoności tego opadania. Następnie nastąpiło uczucie nagłego znieruchomienia, jakby jego duchowi przewodnicy przekroczyli kres bezkresu i przystanęli. Potem pamięć stwierdzała dotyk czegoś oślizłego i wilgotnego.

Z błyskawiczną nagłością powrócił dźwięk i ruch - niespokojny rytm serca i odgłos jego uderzeń. Po przerwie znów nastąpił dźwięk, ruch i dotyk. Następnie poczucie własnego istnienia bez myśli, potem nagła myśl i śmiertelny strach, wreszcie całkowite przypomnienie sądu, wyroku i zemdlenia.

Nie otwierał jeszcze oczu, czuł, że leży na wznak bez więzów. Wyciągnął dłoń, która upadła na wilgotną i stwardniałą powierzchnię. Bał się otworzyć oczy, nie z powodu strachu przed widokiem rzeczy potwornych, lecz z obawy, że nie zobaczy nic zgoła. Gdy w końcu otworzył oczy, sprawdziło się jego straszliwe przypuszczenie - otaczała go ciemność nocy wiekuistej.

Przypomniał sobie praktyki inkwizycji i starał się wysnuć swoje obecne położenie. Wiedział, że skazani giną zazwyczaj na autodafé, ale jeden z takich obrzędów odbył się właśnie wieczorem w dniu zapadnięcia wyroku. Postrzegł, że nie może być w zwykłym więzieniu, gdyż te miały kamienną podłogę i nie były całkowicie pozbawione światła. Nagły straszliwy domysł spłoszył mu krew - czy nie pochowano go żywcem? Pot występował ze wszystkich szczelin jego ciała. Zaczął ostrożnie posuwać się naprzód, wyciągając ręce i wyważając oczy w nadziei pochwycenia choćby nikłego promyka światła.

Odkrycie studni i uniknięcie śmierci

Więzień zrobił kilka kroków, ale wokół panowała ciemność i próżnia. Przekonał się, że los, który mu zgotowano, nie był najpotworniejszy. Posuwając się dalej, wspomniał tysiące niejasnych pogłosek o okropnościach Toledo. Jego wyciągnięte ręce trafiły na mocny opór - był to mur ciosany w kamieniu, śliski, wilgotny i zimny. Aby ustalić punkt wyjścia, zerwał część obrębu swojej szaty i położył go na ziemi pod kątem prostym do muru.

Kroczyła dalej obwodem więzienia, ale wkrótce potknął się i upadł. Ostateczne znużenie sprawiło, że nie podniósł się z ziemi i ogarnął go sen. Ocknąwszy się, znalazł u boku chleb i dzban wody. Kontynuował podróż naokoło więzienia i z trudem dotarł do strzępa sukna. Obliczył, że więzienie ma około pięćdziesięciu jardów w obwodzie.

Postanowił przebyć powierzchnię zakreśloną obwodem. Postąpił dziesięć lub dwanaście kroków, gdy reszta obrębu zgmatała mu się między stopami i gwałtownie upadł na twarz. W popłochu nie zauważył od razu zdumiewającej okoliczności - podbródek tkwił na poziomie więzienia, ale wargi i górna część głowy znajdowały się poniżej i nie stykały z niczym. Skronie opływał lepki wyziew, a do nozdrzy docierał zapach starych grzybów.

Wyciągnął dłoń i struchlał, stwierdzając, że padł na samo pobrzeże okrągłej studni. Macając podmurze, wyważył drobny odłamek i cisnął go w przepaść. Przez kilka chwil nasłuchiwał jego odrzutów o ściany otchłani, aż wreszcie dał w wodzie śmiertelnego nura. W tej samej chwili coś skrzypnęło nad jego głową i nikły promień światła przeszył ciemności, gasząc prawie natychmiast.

Ujrzałem jasno zgotowany mi los i winszowałem sobie szczęśliwego trafu, który mię ocalił. Jeszcze krok jeden — a byłbyś stracony dla świata.

Tortury wahadła i zbliżająca się śmierć

Więzień drżąc po omacku odszperał drogę powrotną do muru. Niepokój ducha zmuszał go do czuwania przez długie godziny, lecz w końcu zmroczył go sen. Budząc się, znalazł u boku chleb i dzban wody. Woda była zaprawiona ziołami, gdyż po wypiciu zasnął nieprzezwyciężenie. Gdy znów otworzył oczy, rozwidniły się wokół przedmioty dzięki osobliwemu, siarkowemu światłu.

Odkrył, że pobłądził w ocenie objętości więzienia - obwód murów wynosił najwyżej dwadzieścia pięć jardów. Ogólny kształt więzienia był kwadratowy. To, co uznał za mur, okazało się żelazem w ogromnych płytach. Całą powierzchnię metalowej budowy zasnuły bohomazy wstrętnych godeł - postacie demonów, kościotrupy i inne potwory. Zauważył, że kontury były wyraźne, lecz barwy zblakły pod wpływem wilgoci. W środku ziała okrągła studnia - jedyna w więzieniu.

Leżał teraz na plecach na rodzaju zrębu z niskiego drzewa. Był przywiązany rzetelnie długą szarfą, która kilkakroć okalała mu członki i kibić, pozostawiając swobodę tylko głowie i lewej dłoni. Musiał uciekać się do najwyższego wysiłku, aby zdobyć jadło z glinianego półmiska na ziemi. Z przerażeniem postrzegł, że dzbana już nie było - trawiło go nieznośne pragnienie. Jadło było mięsem zapalczywie przyprawionym.

Uniósł oczy ku górze i jął badać strop więzienia. Był trzydziestu lub czterdziestu stóp wysokości. Tkwiąca na jednej z płyt postać przykuła całkowicie jego uwagę.

Była to — pędzlem robiona — postać Czasu (...) z tą jeno różnicą, że zamiast kosy dzierżył przedmiot (...) olbrzymiego wahadła, jakie spotyka się w starych, pradawnych zegarach.

Śledząc wahadło wzrokiem, uroił sobie, że widzi jego poruszenia. Po chwili urojenie okazało się rzeczywistością. Średnica wahań była krótka, ruch powolny. Znużony czuwaniem nad żmudnym ruchem, przeniósł oczy na inne przedmioty. Wątły szmer pociągnął jego uwagę - postrzegł kilka olbrzymich szczurów biegnących po ziemi. Wynikły z otworów studni, zwabione poswędem mięsiwa.

Po upływie godziny rzucił wzrok wzwyż i to, co ujrzał, zmąciło mu myśli. Rozmachy wahadła zwiększyły się o jard w średnicy, stąd wynikała zwiększona szybkość. Główną przyczyną niepokoju była myśl, że wahadło znacznie się zniżyło. Jego dolną kończynę stanowił połyskujący stalą półksiężyc długości około jednej stopy, ostry jak brzytwa. Przystosowany był do ciężkiego, miedzianego pręta, a całość kołysząc się wydawała poświst.

Postrzegłem, że półksiężyc umiejscowiono tak, aby przecinał okolice mego serca. Zawadzi o sukno mego ubrania — potem powróci i powtórzy swą czynność — jeszcze raz — i jeszcze.

Nie mógł dłużej wątpić o losie, który mu zgotowała okrutna wynalazczość mnichów. Straż inkwizycyjna wykryła jego odkrycie studni, więc chybiwszy zguby w otchłani, zamiar szatański wyłączał strącenie wbrew woli. Poślubiono go śmierci odmiennej i łagodniejszej. Po długich godzinach przerażenia liczył rozedrgane kołysanie się stali. Piędź po piędzi dokonywała stal stopniowego opadania.

Ucieczka z pomocą szczurów

Minęły dni, zanim stal zaczęła kołysać się w jego pobliżu, muskając go ostrym tchem. Zapach szlifowanej stali wnikał do nozdrzy. Błagał niebo o szybsze znijście tej stali, potem zapadł się w wielką ciszę, uśmiechając się do błyskotliwej śmierci jak dziecko do zabawki. Po kolejnym okresie utraty zmysłów nie zauważył, by wahadło zniżyło się znacznie. Przytomniejąc, doznał niemocy i znużenia jak po długim głodzie.

Coraz niżej — nieodmiennie, bezlitośnie niżej! (...) Nic innego, jeno właśnie nadzieja — nadzieja, która triumfuje nawet na ławie katowskiej

Ruch wahadła odbywał się w płaszczyźnie tworzącej kąt prosty z linią jego ciała. Półksiężyc miał przeciąć okolice serca. Przyszło mu do głowy, że pas okalający go był jednolity - jedno ukąszenie brzytwy w byle jakim miejscu pasa powinno rozluźnić go na tyle, by mógł go odmotać lewą dłonią. Drżąc na myśl o zawiedzionej nadziei, dźwignął głowę i ujrzał, że pas spowijał go we wszystkich kierunkach prócz drogi wytkniętej zabójczemu półksiężycowi.

Bezpośrednie pobliże wzniesienia, na którym leżał, roiło się od szczurów - zgiełkliwych, zuchwałych, żarłocznych, przeszywających go czerwonym ślepiem. Ochłapami przesiąkłego oliwą i korzeniami mięsa namaścił więzy wszędzie, gdzie mógł dosięgnąć, po czym cofnął dłoń i trwał bez ruchu z tchem zapartym.

Ochłapami przesiąkłego oliwą i korzeniami mięsa namaściłem więzy — wszędzie, gdziekolwiek mogłem dosięgnąć, po czym (...) trwałem bez ruchu i z tchem zapartym.

Zbliżające się ściany i ocalenie przez generała Lassallea

Żarłoczne zwierzęta najpierw się przestraszyły zmiany, ale wkrótce jedno lub dwa wpełzły na wzniesienie i jęły węszyć pas. Nowe stada wychynęły ze studni, czepiały się drzewa i secinami pląsały po jego ciele. Śpieszyły się, rojąc się i kupiąc na nim bez ustanku. Po pewnym czasie poczuł rozluźnienie więzów - zostały przecięte w więcej niż jednym miejscu. Wahadło już dotarło do piersi i przecięło sukno szaty, ale na skinienie dłoni tłum oswobodzicieli pierzchnął. Ruchem spokojnym wymknął się kleszczom rzemienia i ciosom szablicy.

Wolny! — w szponach inkwizycji! (...) Śmierci pod postacią męki — wydarłem się jeno po to, aby stać się łupem czegoś, co (...) przerastało śmierć samą.

Zaledwie opuścił swój barłóg przerażeń, ustał ruch piekielnego narzędzia i niewidzialna siła dźwignęła je wzwyż. Każdy jego krok był śledzony. Zmiana odbyła się w komnacie - barwy nabrały wyraźniejszego połysku, nadając fantastycznym postaciom pozór, który mógłby przyprawić o dreszcz. Drapieżnie migotliwe ślepia demonów wpijały się w niego z tysiąca zakątków, płonąc grobowym zarzewiem ognia. Upał wzmagał się pośpiesznie. Komnata więzienna miała kształt kwadratu, ale dwa z jej kątów żelaznych stały się ostre, a dwa inne rozwarte. W okamgnieniu komnata przeobraziła się w czworobok skośny, który zwężał się z szybkością nie pozostawiającą czasu do namysłu. Jego środek przypadał na otchłań ziejącą. Wreszcie nadeszła chwila, gdy poparzone ciało zaledwo mogło znaleźć niezbędny kęs przestrzeni. Poniechał walki i duch jego wyzionął całą mękę w jednym, wielkim krzyku rozpaczy. Poczuł, że się chwieje nad brzegiem otchłani.

Nagle coś jak zgiełk powaśnionych głosów ludzkich! Wybuch, huragan surmowych dźwięków! Ryk potężny jak ryk piorunów tysiąca! Jakaś dłoń wyciągnięta pochwyciła jego dłoń, gdy nieprzytomny zapadał się w otchłań. Była to dłoń generała Lassallea.

👨🏻‍✈️
Generał Lassalle – Antoine Charles Louis de Lassalle, francuski generał wojsk napoleońskich, zbawca narratora, dowódca armii francuskiej.

Armia francuska wkroczyła do Toleda. Inkwizycja była w rękach swych wrogów.