poe/krol-dzumiec
Krótkie streszczenie
Londyn, panowanie Edwarda III. Dwaj marynarze ze statku kupieckiego upijali się w karczmie. Gdy zabrakło im pieniędzy, uciekli przed oberżystą i przypadkiem przekroczyli barykadę odgradzającą dzielnicę zadżumioną.
Pijani marynarze biegli przez opustoszałe ulice pełne trupów i ruin. Wpadli do budynku przedsiębiorcy pogrzebowego, gdzie zastali sześć osób w groteskowych strojach, ucztujących przy stole zastawionym alkoholem. Przewodniczący zgromadzenia przedstawił się jako król Dżumiec Pierwszy i wyjaśnił, że wraz z królową Dżumy i księciem Po-Morem badają treść win i likierów, służąc władcy,
którego państwo nie ma granic, a którego imię jest — Śmierć!
Tarpaulin rozpoznał w królu błazna Tomka Hurlygurly. Rozgniewani biesiadnicy wrzucili go do beczki z piwem. Udziec strącił króla do piwnicy, zgasił światło i wywrócił beczkę, zatapiając salę w alkoholu. W ogólnym zamieszaniu uciekł z Tarpaulinem i damą w kirze.
Szczegółowe streszczenie
Podział na rozdziały jest umowny.
Dwaj marynarze w tawernie i ucieczka na ulice
W październikową noc około północy, za panowania Edwarda III, dwaj marynarze z kupieckiego dwumasztowca "Free-and-Easy" spędzali czas w oberży "Pod Wesołym Wilkiem Morskim" w parafii św. Andrzeja w Londynie. Sala oberży, mimo lichej budowy i sczerniałości od dymu, dobrze odpowiadała swemu przeznaczeniu jako miejsce spotkań różnorodnych grup pijących.
Starszy z marynarzy przezywał swego towarzysza Udźcem i znacznie przewyższał go wzrostem. Miał bez mała sześć i pół stopy wysokości, co powodowało nałogowe pochylenie ramion. Był wyjątkowo szczupły, z wybitnymi policzkami, olbrzymim krogulczym nosem i białymi oczami. Mimo groteskowego wyglądu, jego oblicze było nad wszelki opis uroczyste i poważne.
Młodszy marynarz całkowicie różnił się od towarzysza. Kabłąkowate nogi dźwigały jego ciężką, krępą osobę, a krótkie grube ręce zakończone wielkimi pięściami kołysały się jak łapy żółwia morskiego. Miał małe, głęboko osadzone ślepia i nos zatopiony w cielsku. Jego okrągła, pulchna twarz często purpurowiała jak słońce zachodzące za skałami Ben-Nerisu.
Po wyczerpaniu zapasów pieniężnych podczas nocnej wędrówki po oberżach, przyjaciele dotarli do oberży z pustymi kieszeniami. Siedzieli przy dębowym stole, ukrywszy twarze w dłoniach po opróżnieniu butelki nieopłaconego humming-stuffu. Z oburzeniem spoglądali na napis "Nic na kredę" wykreślony na ścianie. Postanowili natychmiast opuścić lokal, choć Tarpaulin dwukrotnie pomylił kominek z drzwiami. W końcu udało im się uciec, ścigani przez oberżystę.
Wędrówka przez zamorową dzielnicę Londynu
W tamtych czasach po całej Anglii, szczególnie w stolicy, rozlegał się złowrogi okrzyk:
Dżuma! Stare Miasto było po większej części wyludnione... Demon Dżumy, jak wówczas przypuszczano, obrał na miejsce swoich narodzin ciemne, wąskie a brudne zaułki
Dzielnice te zostały z rozkazu króla wyklęte i nikt nie mógł pod karą śmierci przenikać do ich okropnych samotni. Mimo to nocni opryszki nie przestawali okradać opuszczonych domów z metali i wszelkich cennych przedmiotów. Stwierdzano też, że zapasy wina i likierów, które kupcy pozostawili w piwnicach, były systematycznie wykradane.
nie można było nawet krocząc jak najdumniej, spotkać nic prócz Przerażeń, Lęków i Zabobonów... pod karą śmierci — przenikać do ich okropnych samotni
Właśnie przy jednej z takich zapór Udziec i Hugh Tarpaulin, uciekając przed pościgiem, napotkali przeszkodę. Nie mogąc się cofnąć, odważnie przeskoczyli na drugą stronę i pobiegli dalej z krzykami, znikając w zawiłych i wyziewnych otchłaniach wymarłej dzielnicy.
Gdyby nie byli pijani do utraty zmysłów, groza położenia sparaliżowałaby ich kroki. Panował chłód i mgła, bruk leżał w piekielnym bezładzie, zwaliska domów zagradzały ulice. Najsmrodliwsze wyziewy panoszyły się wszędzie, a w bladej jaśni atmosfery można było rozpoznać gnijące w alejach ścierwo nocnych opryszków, których dłoń dżumy znieruchomiła podczas rabunku.
Takie obrazy nie powstrzymały jednak dwóch drabów, którzy tej nocy, pełni odwagi i humming-stuffu, nieustraszenie wtoczyliby się w samą paszczę śmierci. Udziec biegł przodem, budząc echa pustki porykiem podobnym do wojennego wycia Indian, a u jego boku toczył się Tarpaulin, uczepiony kubraka towarzysza i prześcigający go w wokalnych wysiłkach kontrabasowymi porykiwaniami z głębi płuc.
Spotkanie z Królem Dżumca i jego dworem
Dotarli do samego gniazda dżumy, gdzie świat stawał się coraz groźniejszy i bardziej zapowietrzony. Olbrzymie kamienie spadały ze skołatanych dachów, a ich dłonie często macały szkielety lub ugrzęzały w pogniłych zwłokach. Nagle marynarze potknęli się o próg obszernego budynku o złowieszczym wyglądzie.
Przenikliwy poryk Udźca wywołał od wewnątrz wybuch dzikich, demonicznych okrzyków - niemal pogrzmień śmiechu. Nie ulękłszy się tych dźwięków, dwaj opoje wyważyli drzwi i runęli do środka, klnąc niemiłosiernie.
Sala okazała się spichlerzem przedsiębiorcy uroczystości pogrzebowych. Rozwarta klapa w podłodze ukazywała piwniczne zagłębia pełne butelek.
Na środku sali sterczał stół... Wokół stołu na kobyłkach spod trumien siedziało towarzystwo z sześciorga złożone osób... każdy zdawał się zagarniać jeden ułamek twarzy
Naprzeciw drzwi siedziała osobistość mająca pozory przodownika uczty.
Była to istota odarta niemal z ciała, olbrzymiego wzrostu, większa nawet od Udźca. Twarz miała żółtą jak szafran, a najwybitniejszym rysem było czoło tak anormalnie wysokie, że przypominało obręcz mięsną przyłataną do głowy. Odziany był w czarny, bogato haftowany aksamitny płaszcz, a głowę miał najeżoną pióropuszami. W prawej dłoni dzierżył olbrzymią kość udową ludzką.
Naprzeciwko niego, plecami do drzwi, tkwiła jejmość dorównująca mu wzrostem, ale w ostatnim okresie puchliny wodnej. Kształtem przypominała olbrzymią baryłkę piwa. Jej jedyną wyróżniającą się cechą była gęba rozciągająca się od ucha do ucha, tworząca przeraźliwą otchłań.
Po jej prawym boku siedziała tycia młódka przewodnicząca zebraniu.
Ta zwiewna, drobna istota zdradzała oznaki rozszalałych suchot. Nosiła obszerny całun z wytwornego indyjskiego samodziału, a warkocze spływały jej na kark. Słodki uśmiech igrał na ustach, lecz nos bezgranicznie wydłużony, cieniuchny i wężowo skręcony zwisał poniżej dolnej wargi.
Pozostali członkowie towarzystwa to kusy staruch-podagryk w jaskrawym surdutcie, jegomość w białych pończochach z drgawką nerwową i przewiązanymi żuchwami oraz osobnik dotknięty paraliżem, ubrany w trumnę z mahoniowego drewna.
Nad ich głowami wisiał kościotrup na sznurze... rzucały światło migotliwe, lecz silne. I trumnice, i wszelki dobytek przedsiębiorcy pogrzebowego
Na widok dziwacznego zgromadzenia dwaj marynarze nie zachowali całkowitego poloru. Udziec oparł się o ścianę i rozwarł olbrzymie oczy na oścież, podczas gdy Hugh Tarpaulin wybuchnął zbytecznym i niewczesnym śmiechem, który był raczej hucznym porykiem.
Niezrażony nieokrzesaniem, przodownik uczty powitał nieproszonych gości uprzejmym uśmiechem i zaprowadził ich do przygotowanych siedzeń. Udziec usiadł tam, gdzie mu wskazano, natomiast Hugh przeniósł swoją kobyłkę obok drobnej suchotnicy i napełniwszy czerep czerwonym winem, wyżłopał go do dna na cześć znajomości.
Konfrontacja i chaotyczna ucieczka
Przewodniczący wygłosił przemowę, przedstawiając się jako król Dżumiec Pierwszy, monarcha tego państwa. Wyjaśnił, że sala należy do jego pałacu, a obecne osoby to jego rodzina królewska. Dodał, że zebrali się tej nocy, aby zbadać istotę win, alesów i likierów stolicy, służąc tym samym władcy, którego imię brzmi Śmierć.
jestem monarchą tego państwa i panuję tu bezpodzielnie pod imieniem króla Dżumca Pierwszego... zebraliśmy się gwoli określenia istoty wnętrznej owych skarbów podniebienia
Król skazał obu marynarzy na wypicie cebrzyków black-strapu na klęczkach za dobrobyt królestwa. Udziec odmówił, tłumacząc, że jest już przeciążony humming-stuffem. Tarpaulin jednak zgodził się, ale gdy nazwał króla błaznem Tomkiem Hurlygurly, wszyscy biesiadnicy porwali się z miejsc.
Zdrada! — zawył Najjaśniejszy król Dżumiec Pierwszy... wszyscy biesiadnicy porwali się z miejsc
Królowa Dżumy chwyciła Tarpaulina i wrzuciła go do beczki pełnej ale'u. Udziec nie pogodził się z porażką towarzysza - cisnął króla do piwnic, zatrzasnął drzwi i zrywając szkielet, zmiażdżył nim głowę podagrykowi. Wywrócił beczkę z Tarpaulinem, co spowodowało potop likieru zalewający całą salę. W chaosie Udziec porwał otyłą królową i wyskoczył na ulicę, kierując się ku "Free-and-Easy" wraz z Tarpaulinem i Arcyksiężną A-Morową.