poe/diabel-na-wiezy

Z Wikisum
Skocz do:nawigacja, szukaj
Uwaga: To streszczenie zostało wygenerowane przez SI, więc może zawierać błędy.
😈
Diabeł na wieży
ang. The Devil in the Belfry · 1839
Streszczenie opowiadania
Czas czytania oryginału: 30 minut
Mikrostreszczenie
W miasteczku opętanym obsesją punktualności zjawia się diabelski skrzypek. Wdrapał się na wieżę, pobił strażnika i sprawił, że zegar wybił trzynastą, pogrążając uporządkowany świat w chaosie.

Krótkie streszczenie

Holandia, czasy nieokreślone. W doskonale okrągłej dolinie leżało miasteczko Vondervotteimittiss, otoczone wzgórzami. Mieszkańcy nigdy nie przekraczali granic doliny, nie wierząc w istnienie czegokolwiek poza nią. W mieście stało sześćdziesiąt identycznych domów z czerwonej cegły, każdy z ogrodem pełnym kapusty i zegarem słonecznym.

Mieszkańcy żyli według niezmiennego rytmu. Starzy panowie siedzieli w fotelach, paląc fajki i obserwując miejski zegar na wieży ratusza. Ich żony gotowały kapustę z wieprzowiną, a dzieci pilnowały świń w ogrodach. Każdy posiadał zegarek, a punktualność była najwyższą wartością. Strażnik wieży zegarowej cieszył się największym szacunkiem jako opiekun najważniejszego obiektu w mieście.

Pewnego dnia, pięć minut przed południem, na szczycie wzgórza pojawił się dziwny młodzieniec.

😈
Diabeł (młodzieniec) – tyci młodzieniec o czarnej twarzy jak tabaka, długim zakrzywionym nosie, oczach jak ziarnka grochu, olbrzymiej gębie z białymi zębami.

Przybysz tańczył, skacząc kozimi susami ze wzgórza. Nosił czarny frak, miał ogromne skrzypce i biały szapoklak. Wpadł do miasta, wykonując piruety, po czym wskoczył na wieżę. Tam pobił strażnika zegara skrzypcami i zaczął szarpać sznur dzwonu. Gdy wybiło południe, dzwon uderzył trzynaście razy.

Trzynaście! — zawołał nagle. — Diabli dopust! — westchnęli ciężko tyci staruszkowie, blednąc i wypuszczając z ust fajki. — Mój Boże! Wybiła gozina tszynasta!

W mieście zapanował chaos. Wszystkie zegary oszalały, kapusta spłonęła szkarłatem, koty i świnie z zegarkami przywiązanymi do ogonów uciekły na rynek. Diabeł siedział na wieży, grając na skrzypcach. Narrator opuścił miasto i wezwał czytelników do pomocy w przywróceniu porządku.

Podrobny przeklad

Podział na rozdziały jest redakcyjny.

Opis holenderskiego miasta Vondervotteimittiss i jego mieszkańców

Narrator przedstawił historię holenderskiego grodu Vondervotteimittiss, który był jednym z najpowabniejszych zakątków świata.

📝
Narrator – opowiada historię Vondervotteimittissu, przedstawia się jako dziejopis, mieszkał w tym grodzie, obserwował wydarzenia.

Każdy z nas wie mniej więcej o tym, że najpowabniejszym zakątkiem świata jest — lub bywał niestety — gród holenderski Vondervotteimittiss.

Gród znajdował się w wzorowo okrągłej dolinie o obwodzie około ćwierć mili, otoczonej nadobnymi wzgórzami. Mieszkańcy nigdy nie odważyli się dotrzeć do ich wierzchołków, wierząc, że po tamtej stronie nic nie istnieje. Wokół doliny stało sześćdziesiąt identycznych domów, wszystkie zwrócone ku centrum. Każdy dom poprzedzał tyci ogród z aleją, zegarem słonecznym i dwudziestu czterema głowami kapusty. Budowle wykonano z tycich cegieł, mocno hartowanych w ogniu, czerwonych z czarnymi okrajcami, przypominających szachownicę. Architektura była zamierzchła i malownicza, z wysuniętyymi poddaszami i wielkimi gzymsami.

Wnętrza domów były wzorowo podobne i umeblowane na jednym pierwotypie. Podłogi wykładano kwadratowymi płytami, krzesła i stoły z czarnego drzewa miały pokrętne, smukłe nogi. W szerokich kominkach znajdowały się prawdziwe zegary i donice z głowami kapusty. Pomiędzy nimi stał dziwolążek z porcelany chińskiej z dziurą odsłaniającą tarczę zegara. W każdym domu mieszkała otyła, wiekowa gospodyni.

Życie codzienne mieszkańców i ich obsesja na punkcie zegarów

👵🏻
Gospodyni (jejmość) – otyła, wiekowa, tycia kobieta o błękitnych oczach i czerwonych policzkach, w czepcu jak głowa cukru, sukni z pomarańczowego samodziału.

Gospodyni miała błękitne ślepia, czerwone policzki i nosiła czepiec podobny do głowy cukru z purpurowymi i żółtymi wstęgami. Suknia z pomarańczowego samodziału była obfita z tyłu i krótka z przodu. W lewej ręce dzierżyła ciężki zegar holenderski, w prawej - olbrzymią warząchew do kapusty i wieprzowiny. Obok niej stał tłusty kot łaciaty z klejnotowym zegarkiem przywiązanym do ogona. Trzej chłopcy, każdy o wysokości dwóch stóp, nosili trójgraniaste kapelusze, purpurowe kamizele i portki ze skóry danielowej.

👦🏻
Chłopcy (trzej) – wszyscy trzej mają dwie stopy wysokości, noszą trójgraniaste kapelusze, purpurowe kamizele, portki ze skóry danielowej, palą fajki.

Każdy chłopiec trzymał fajkę w gębie i tyci zegarek w prawej ręce, naprzemiennie puszczając kłąb dymu i spoglądając na zegarek. W fotelu z wysokim oparciem siedział stary właściciel domu - wiekowy, tyci jegomość z okrągłymi ślepiami i podwójnym podbródkiem.

👴🏻
Starzy jegomościowie – wiekowi, tyci mieszkańcy grodu, siedzą w fotelach ze skórzanym obiciem, palą fajki, obserwują zegar, mają okrągłe oczy i podwójne podbródki.

Członkowie rady byli mali, wielce okrągli i otłuszczeni, z oczyma jak salaterki i przestronnymi podwójnymi podbródkami. Uchwalili trzy doniosłe wnioski dotyczące życia w grodzie.

👥
Członkowie rady – mali, wielce okrągli, wielce otłuszczeni, wielce inteligentni ludzie z oczyma jak salaterki i przestronnymi podwójnymi podbródkami.

Zbrodnią jest odmiana starego błogostanu. Poza granicami Vondervotteimittissu nie ma nic godnego przyswojenia. Poprzysięgamy wierność dozgonną naszym zegarom i naszym kapustom.

Nad izbą posiedzeń tkwiła dzwonnica z olbrzymim zegarem miejskim - chlubą i cudem miasta. Wielki zegar miał siedem tarcz, po jednej na każdej ścianie dzwonnicy. Obszerne i białe były tarcze, ciężkie i czarne - wskazówki. Wieży przydzielono człeka, którego jedyną czynnością była dbałość o zegar, choć była to najdoskonalsza synekura, gdyż zegar nigdy nie wymagał pomocy.

Od epok najbardziej zamierzchłych czas nie był tak dokładnie i z takim taktem odmierzany. Gdy wielki dzwon rozważał, iż nastała chwila, aby orzec: południe — wszyscy posłuszni poddani wtórzyli mu zgodnym echem.

Pojawienie się tajemniczego przybysza

Pozawczoraj, gdy pięciu minut brakowało do południa, na łysinie górskiego wierzchołka od strony wschodu zjawił się przedmiot dziwacznego pozoru. Każdy leciwy jegomość, siedząc w fotelu ze skórzanym obiciem, jedno oko skierował ku zjawisku, drugie zaś utrzymał na zegarze dzwonnicy. Było trzy minuty do dwunastej, gdy postrzeżono, że osobliwy przedmiot był zgoła tycim młodzieńcem o cudacznej postaci.

Schodził ze wzgórza z błyskawiczną szybkością. Nigdy Vondervotteimittiss nie oglądał tak wytwornej i leciuteńkiej osoby.

Miał ci liczko czarne jak tabaka, nos długi i zakrzywiony, ślepie jak ziarnka grochu, gębę olbrzymią i olśniewający szereg zębów, które się zdawał ukazywać zazdrośnie w śmiechu od ucha do ucha.

Głowę miał obnażoną z czupryną zaplecioną w loki. Nosił czarną, obcisłą szatę w jaskółczy ogon, pludry z czarnego kaźmirku, czarne pończochy i zwiewne trzewiki z olbrzymimi kokardami. Pod jedną pachą dźwigał obszerny szapoklak, pod drugą - pięciokrotnie większą od siebie skrzypkę. W lewej dłoni trzymał złotą tabakierę.

Atak na strażnika dzwonnicy i zakłócenie zegara

Punkt o pół minuty do dwunastej urwipołeć rzucił się w środek zgromadzenia, wykonując różne kroki taneczne. Następnie gołębim lotem pofrunął ku wieżycy Ratusza, gdzie gwardian zegarowy z fajką w gębie osłupiał w poczuciu własnej godności i przerażenia.

👨🏻‍💼
Gwardian zegarowy – mężczyzna dbający o wieżę ratuszową, naczelny dygnitarz grodu, odęty, z potrójnym podbródkiem, długą szatą, wielkimi sprzączkami.

Tyci nicpoń zdzielił gwardiana w nos pięścią, potrząsnął tym nosem, pociągnął za niego, przerzucił na bakier głowie olbrzymi szapoklak, wtłoczył mu go aż po oczy i gębę. Potem wzniesioną ku górze ogromniastą skrzypką jął go tłuc tak długotrwale i jędrnie, że można było przysiąc, iż cały regiment tęgich bębnów grał pobudkę diabelską na dzwonnej wieży.

Mieszkańcy nie mogli podjąć działań odwetowych, gdyż do południa brakowało jeno pół sekundy. Dzwon za chwilę miał wydzwonić godzinę, a było sprawą bezwzględnej konieczności, aby każdy miał na oku swój zegarek. Tymczasem stało się oczywiste, że zuchwalec w dzwonnicy ma coś przeciwko dzwonowi.

Chaos w mieście i wezwanie do przywrócenia porządku

Dzwon zaczął dzwonić, a mieszkańcy natężali uszu, licząc uderzenia. Gdy dzwon wybił kolejno: raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście - wszyscy mechanicznie powtarzali za nim. Lecz gdy wybił dwanaście, mieszkańcy odpowiedzieli zgodnie, mówiąc: "I już jesd tedy - południe!" Jednak wielki dzwon nie zakończył pracy.

Nagle dzwon zawołał: "Trzynaście!" Tyci staruszkowie pobladli, wypuszczając z ust fajki i usuwając prawe nogi z lewych kolan.

Cały Vondervotteimittiss, jako jeden mąż, uderzył w lament zgiełkliwy. Co ja posznę z mym pszuchem! Co ja posznę z moją kapustą! Co ja posznę z moją fajką!

Mieszkańcy zapalili fajki i jęli pykać tak szybko i zawzięcie, że całą dolinę przepełnił obłok nieprzenikniony.

Wszystkie głowy kapuściane spłonęły jaskrawym szkarłatem i zdawało się, że sam Diabeł ze starego pieca zawładnął wszystkim, cokolwiek miało kształt zegara.

Zegary rzeźbione na meblach rozpląsały się jak pod wpływem czarów, inne wydzwaniały uporczywie "Trzynassie!" Kocury i wieprze nie mogły ścierpieć wybryków zegarków przypiętych do ogonów i okazały niezadowolenie gromadnym wymarszem ku placowi z wzajemnymi kuksańcami - powstał przeraźliwy sabat miauczeń i kwiczeń. Nikczemny ladaco na wieżycy siedział na poległym gwardianie, dzierżąc w zębach sznur od dzwonu i wstrząsając głową na lewo i prawo, urabiając straszliwy zgiełk. Na kolanach miał przeolbrzymią skrzypkę, na której rzępolił bez składu i ładu.

Na widok tak nieszczęsnego stanu rzeczy narrator porzucił plac i zwrócił się do wszystkich miłośników dokładnych godzin i dobrze przyrządzonej kapusty.

Wyruszmy gromadnie ku miastu i przywróćmy ład dawny Vondervotteimittissowi, zrzucając małego wisusa na łeb, na szyję z dzwonnicy.