mickiewicz/sonety-krymskie
Krótkie streszczenie
Pielgrzym wyrusza w podróż przez stepy akermańskie, gdzie bezkresna przestrzeń przypomina ocean traw. Dociera nad morze, gdzie obserwuje jego różne stany - od całkowitej ciszy po gwałtowną burzę. Podczas sztormu rozmyśla o samotności i braku bliskich osób.
Ze stepów Kozłowa po raz pierwszy widzi góry krymskie. Zachwyca się widokiem Czatyrdahu, najwyższej góry pasma. Mirza, wschodni przewodnik, opowiada o potędze tej góry i swoich wspinaczkach na jej szczyt.
W Bakczysaraju, dawnej stolicy chanów, Pielgrzym ogląda ruiny pałacu i fontannę łez. Odwiedza grób Marii Potockiej, polskiej branki, oraz mogiły haremu. Refleksje o przemijaniu potęgi i miłości przeplatają się z obserwacją natury.
O myśli! w twojéj głębi jest hydra pamiątek,
Co śpi wpośród złych losów i namiętnéj burzy;
A gdy serce spokojne, zatapia w niém szpony.
Pielgrzym podróżuje przez doliny Bajdary, Ałusztę, wspina się na groźne szczyty. Mimo piękna krymskiej przyrody stale powraca myślami do Litwy, tęskniąc za ojczystymi lasami i ukochaną osobą.
Szczegółowe streszczenie
Motto i dedykacja
Cykl otwierał cytat z Goethego: "Wer den Dichter will verstehen, Muss in Dichter's Lande gehen" oraz dedykacja dla towarzyszów podróży krymskiej, podpisana przez autora. Motto podkreślało konieczność poznania kraju poety, aby zrozumieć jego twórczość.
Stepy akermańskie
Poeta rozpoczął podróż przez bezkresne stepy akermańskie, porównując je do oceanu. Wóz tonął w zieleni jak łódka, a podróżny omijał koralowe ostrowy burzanu.
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi
Gdy zapadł mrok, poeta szukał gwiazd przewodniczek, dostrzegł błyszczący Dniestr i lampę Akermanu. W niezwykłej ciszy słyszał żurawie, motyla na trawie i węża dotykającego zioła.
W takiéj ciszy — tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy. — Jedźmy, nikt nie woła!
Na wysokości Tarkankut
Na morzu panowała cisza, wiatr ledwie musnął wstążkę pawilonu. Woda kołysała się spokojnie jak marząca o szczęściu narzeczona. Żagle drzemiały na masztach, okręt kołysał się lekko, jakby przykuty łańcuchem. W tej spokojnej chwili poeta rozmyślał o polipie, który śpi na dnie podczas burzy, a gdy nastaje cisza, wyciąga długie ramiona. Podobnie w głębi myśli drzemie hydra pamiątek, która śpi podczas złych losów i namiętnych burz, lecz gdy serce uspokoi się, zatapią w nim szpony.
Żegluga
Szum morza się wzmógł, majtek wbiegł na drabinę i zawisł w powietrzu jak pająk. Wiatr porwał okręt, który przewalał się, nurkował w pienistej zamieci, wznosił kark i leciał przez niebiosa. Duch poety bujał wraz z masztem, wyobraźnia wzdymała się jak żagle. Poeta wyciągał ręce, padał na pierś okrętu, czując się jak ptak w locie. Doświadczył radości i lekkości, poznając, co to znaczy być ptakiem.
Burza
Żagle zostały zdarte, ster prysnął, rozległ się ryk wód i szum zawiei. Słychać było głosy trwożnej gromady i złowieszcze jęki pomp. Ostatnie liny wyrwały się majtkowi z rąk, słońce krwawo zachodziło wraz z resztką nadziei. Wicher zawył triumfalnie, a geniusz śmierci wstąpił na mokre góry morskiego odmętu i szedł do okrętu jak żołnierz szturmujący połamane mury. Jedni leżeli na pół martwi, inni załamywali dłonie, jeszcze inni żegnali się z przyjaciółmi lub modlili przed śmiercią. Jeden podróżny siedział w milczeniu i pomyślał o szczęściu tych, którzy mogą się modlić lub mają z kim się żegnać.
Pielgrzym i Mirza
Ze stepów Kozłowa poeta ujrzał góry krymskie. Rozpoczął się dialog między dwoma postaciami - podróżnikiem z Zachodu i przewodnikiem ze Wschodu.
Pielgrzym pytał, czy Allah postawił ścianą morze lodu, czy aniołom tron odlał z zamrożonej chmury, czy Diwy dźwignęli te mury. Na szczycie dostrzegł łunę, którą porównał do pożaru Carogrodu lub latarni zawieszonej przez Allaha dla światów żeglujących po morzu natury.
Mirza odpowiedział, że tam był, widział zimę siedzącą na szczycie, dzioby potoków i gardła rzek pijące z jej gniazda. Gdy tchnął, z ust leciał śnieg. Minął grom drzemiący w kolebce z obłoków, aż dotarł tam, gdzie nad jego turban była tylko gwiazda. To był Czatyrdah.
Bakczysaraj
Poeta opisał opuszczoną stolicę chanów krymskich. Wielka, ale już pusta dziedzina Girajów była zmiatana czołem baszów.
Jeszcze wielka, już pusta Girajów dziedzina!
Zmiatane czołem baszów ganki i przedsienia,
Sofy, trony potęgi, miłości schronienia
Szarańcza przeskakiwała po sofach i tronach, gadzina obwijała dawne schronienia miłości. Powój wdzierał się przez okna, zajmując dzieło ludzi w imię przyrodzenia i pisząc głoskami ruiny. W środku sali stała fontanna haremu, która wciąż sączyła perłowe łzy.
Gdzież jesteś, o miłości, potęgo i chwało!
Wy macie trwać na wieki, źródło szybko płynie,
O hańbo! wyście przeszły, a źródło zostało.
Bakczysaraj w nocy
Pobożni mieszkańcy rozchodzili się z dżamidów, odgłos izanu gubił się w cichym wieczorze. Zorza zawstydziła się rubinowym licem, srebrny król nocy dążył spocząć przy kochance. W haremie niebios błyszczały wieczne gwiazd kagańce, a jeden obłok żeglował po safirowym przestworze jak senny łabędź na jeziorze. Cień padał z ménaru i wierzchu cyprysa, dalej czerniały się olbrzymy granitu jak szatany siedzące w dywanie Eblisa pod namiotem ciemności. Czasem z ich szczytu budziła się błyskawica i pędem Farysa przelatywała milczące pustynie błękitu.
Grób Potockiéj
W kraju wiosny, pomiędzy rozkosznymi sadami, uwiędła młoda róża.
Przeszłości chwile, ulatując od niej jak złote motyle, rzuciły w głębi serca pamiątek owady. Na północ, ku Polsce, świeciły gwiazd gromady. Poeta zastanawiał się, czy wzrok tej kobiety, pełen ognia, nim zgasnął w mogile, wypalił jasne ślady na drodze do ojczyzny. Przewidywał własną śmierć w samotnej żałobie i prosił, by przy jego grobie również rzucono garść ziemi. Wierzył, że podróżni będą rozmawiać przy grobie Polki, a dźwięk rodzinnej mowy ocuci i jego, a wieszcz, dumając samotną piosenkę o niej, ujrzy bliską mogiłę i dla niego zanuci.
Mirza do Pielgrzyma
Mirza opowiadał o mogile haremu, gdzie spoczywały niedojrzałe grona z winnicy miłości, wzięte na stół Allaha. Perełki Wschodu, porwane z morza uciech i szczęścia, ukryła truna w swoim mrocznym łonie. Niepamięci i czasu zasłona skryła je, nad nimi błyszczył zimny turban jak buńczuk wojska cieniów. Ledwie u spodu zostały wyryte dłonią giaura imiona. Te róże edeńskie odkwitnęły pod wstydu liściami, zatajone niewiernemu oku. Teraz grób ich spojrzenie cudzoziemca plami, ale Mirza pozwalał na to, gdyż ten jeden z cudzoziemców poglądał ze łzami.
Bajdary
Poeta wypuszczał na wiatr konia, nie szczędząc razów. Lasy, doliny i głazy płynęły u jego nóg jak fale potoku. Chciał odurzyć się tym wirem obrazów. Gdy spieniony rumak nie słuchał rozkazów i świat tracił kolory pod całunem mroku, w spieczonym oku snuły się mary lasów, dolin i głazów. Ziemia spała, ale jemu snu nie było. Skoczył w morskie łona, gdzie czarny bałwan z hukiem dążył na brzeg. Schylił ku niemu czoło, wyciągnął ramiona, fala pękła nad głową i chaos go okrążył. Czekał, aż myśl jak łódka kręcona wirami zbłąka się i na chwilę pogrąży w niepamięć.
Ałuszta w dzień
Góra otrząsała z piersi mgliste chylaty, niwa szumiała rannym namazem, las kłaniał się i sypał z majowego włosa rubiny i granaty jak z różańca chalifów. Łąka kwitła, nad nią latały motyle różnofarbne jak tęczy kosa, okrywając niebiosa baldakimem z brylantów. Dalej szarańcza ciągnęła swój całun skrzydlaty. Gdzie w wodach przegladała się łysa skała, morze wrało i odparte z nowym szturmem pędziło. W jego szumach grało światło jak w oczach tygrysa, zwiastując sroższe burze. Na głębinie fala lekko się kołysała, kąpały się w niej floty i stada łabędzi.
Ałuszta w nocy
Wiatry się rzeźwiły, dzienna posucha wolniała. Na barki Czatyrdahu spadała lampa światów, rozbijała się, rozlewała strumienie szkarłatów i gasła. Błędny pielgrzym oglądał się i słuchał. Góry poczerniały, w dolinach panowała głucha noc, źródła szemrzały jak przez sen na łożu z bławatów. Powietrze tchnące wonią mówiło do serca głosem tajemnym dla ucha. Poeta usypiał pod skrzydłami ciszy i ciemnoty, gdy budziły go rażące meteoru błyski - niebo, ziemię i góry oblał potop złoty. Noc wschodnia była jak wschodnia odaliska, która pieszczotami usypiała, a gdy był bliski snu, iskrą oka znowu budziła do pieszczoty.
Czatyrdah
Mirza drżąc całował stopy opoki wielkiego Czatyrdahu, nazywając go masztem krymskiego statku, minarecie świata i gór padyszachu. Góra uciekła w obłoki i siedziała pod bramą niebios jak wysoki Gabryjel pilnujący edeńskiego gmachu. Ciemny las był jej płaszczem, a janczary strachu haftowały jej turban z chmur błyskawic potokami. Bez względu na to, czy słońce dopiekało, czy mgła ocieniała, czy szarańcza zetnie plon, czy giaur pali domy, Czatyrdah pozostawał głuchy i nieruchomy. Między światem i niebem jak drogman stworzenia, podesławszy pod nogi ziemie, ludzi i gromy, słuchał tylko tego, co Bóg mówi do przyrodzenia.
Mirza i Pielgrzym
Pielgrzym stał u stóp krainy dostatków i krasy, nad głową miał jasne niebo, obok piękne lice, ale serce uciekało mu w dalekie okolice i jeszcze dalsze czasy.
Litwo! piały mi wdzięczniéj twe szumiące lasy,
Niż słowiki Bajdaru, Salhiry dziewice
Weselej deptał trzęsawice Litwy niż rubinowe morwy i złote ananasy. Zastanawiał się, dlaczego roztargniony wzdycha do tej, którą kochał w dni poranku.
Ona w lubéj dziedzinie, która mi odjęta,
Gdzie jéj wszystko o wiernym powiada kochanku,
Depcąc świeże me ślady czyż o mnie pamięta?
Mirza nakazał zmówić pacierz, opuścić wodze i odwrócić lica na bok. Tu jeździec powierzał swój rozum końskim nogom. Dzielny koń stawał, rozmierzał głąb okiem, klękał, chwytał kopytem brzeg wiszaru i zawisnął. Mirza ostrzegał, by nie patrzeć tam, gdzie spadła źrenica jak w studni Al-Kahiru, nie wskazywać ręką i nie puszczać myśli, bo spadnie jak kotwica w niezmierność głębiny.
Mirzo! a ja spojrzałem! Przez świata szczeliny
Tam widziałem... com widział, opowiém — po śmierci,
Bo w żyjących języku nie ma na to głosu.
Góra Kikineis
Mirza kazał spojrzeć w przepaść, gdzie niebiosa leżały na dole - to było morze. Śród fali zdawał się ptak-góra, który roztoczył masztowe pióra kręgiem szerszym niż tęczy półkole i wyspą śniegu nakrył błękitne wód pole. Ta wyspa żeglująca w otchłani to była chmura, z której piersi na pół świata spadała ponura noc. Mirza musiał przeskoczyć wąwóz w całym konia pędzie, ostrzegając, że jeśli na krawędzi skał błyśnie pióro, to będzie jego kołpak, a jeśli nie, już ludziom nie jechać tą drogą.
Ruiny zamku w Bałakławie
Ajudah
Podobnie na twe serce, o poeto młody!
Namiętność często groźne wzburza niepogody;
Lecz gdy podniesiesz bardon, ona bez twéj szkody