mickiewicz/reduta-ordona
Krótkie streszczenie
Warszawa, powstanie listopadowe 1831 roku. Młody adiutant obserwował bitwę ze swojego stanowiska i relacjonował przebieg walk generałowi.
Widział, jak dwieście rosyjskich armat atakowało polskie pozycje. Przeciwko ogromnej sile wroga stała mała reduta broniona przez kapitana Ordona.
Reduta miała tylko sześć armat, ale broniła się zaciekle. Rosyjskie kolumny piechoty nacierały falami. Polskie działa strzelały bez przerwy, rozrywając wrogie szeregi. Gdy Rosjanie wdarli się na wały, polska broń ręczna zamilkła - zabrakło amunicji. Adiutant szukał wzrokiem Ordona i zobaczył go trzymającego płonącą świecę. Generał zrozumiał, że Ordon nie odda prochów wrogowi. Nastąpił potężny wybuch.
Tu blask, — dym, — chwila cicho — i huk jak stu gromów!
Zaćmiło się powietrze od ziemi wyłomów
Reduta zniknęła.
Szczegółowy opis treści
Podział na części jest redakcyjny.
Pole bitwy i rosyjskie siły
Młody oficer stał na dziale i obserwował rozgrywającą się przed nim bitwę. Dwieście armat grzmiało na polu, a szeregi rosyjskiej artylerii ciągnęły się długo i daleko, jak brzegi morza. Widział wodza rosyjskiego, który przybiegł, skinął mieczem i jak ptak zwinął jedno skrzydło swojego wojska.
Spod tego skrzydła wylewała się ściśniona piechota długą, czarną kolumną, jak lawa błota, nasypana iskrami bagnetów. Czarne chorągwie prowadziły zastępy na śmierć jak sępy. Przeciw tej potędze sterczyła biała, wąska, zaostrzona reduta Ordona.
Reduta Ordona przeciw rosyjskim armiom
Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona,
Jak głaz, bodzący morze, reduta Ordona.
Sześć tylko miała harmat. Wciąż dymią i świecą
Mała reduta miała jedynie sześć armat, ale walczyła z niezwykłą intensywnością. Z dział leciało więcej bomb, kul i kartaczy, niż gniewne usta mogą wymówić słów, niż uczuć może przejść przez duszę w rozpaczy. Granaty nurzały się w sam środek rosyjskich kolumn, pękały śród dymu, a szyk wrogów leciał pod niebo.
Kule lecące z dala groziły, szumiały, wyły, ryczyły jak byki przed bitwą, miały się i ryły grunt. Gdy dopadały celu, zwijały się jak boa śród kolumn, paliły piersią, rwały zębem i zabijały oddechem. Najstraszniejsze pociski nie były widoczne, ale słychać było je po dźwięku, po waleniu się trupów i jęku rannych.
Moc cara i polski opór
Adiutant zastanawiał się, gdzie jest król, który wysyła tłumy na rzeź. Czy dzieli ich odwagę, czy sam nadstawia pierś? Nie - siedział o pięćset mil na swojej stolicy, wielki car, samowładca połowy świata.
Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia?
Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?
Nie, on siedzi o pięćset mil na swéj stolicy
Ten mocarz był jak Bóg silny, jak szatan złośliwy. Gdy zmarszczył brwi, tysiące kibitek leciało; gdy podpisał, tysiąc matek opłakiwało dzieci; gdy skinął, padały knuty od Niemna do Chiwy. Gdy jego spiże straszą Turków za Bałkanem, gdy poselstwo paryskie liże jego stopy, Warszawa jedna urąga jego mocy.
Warszawa jedna twojéj mocy się urąga,
Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,
Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojéj głowy
Posłany wódz kaukaski przybył z siłami pół-świata, wierny, czynny i sprawny jak knut w ręku kata. Jego żołnierze wiernie służyli carowi - car gniewny, więc umrą, by go rozweselić.
Szturm na redutę i zacięta obrona
Rosyjscy żołnierze zbliżyli się do reduty, wpadali już w rowy, kładąc swoje ciała na faszyny. Czernieli się na białych palisadach wałów. Reduta w środku była jasna od wystrzałów, czerwieniła się nad czernią jak motyl wrzucony w środek mrowiska - mrowie go naciskało.
Adiutant wiedział, dlaczego reduta milczy - widział już nieraz garstkę polskich żołnierzy walczących z rosyjskim nawałem. Gdy godzinami wołano "pal, nabij", gdy dym tłumił oddechy, a trud słabił ramiona, żołnierze pełnili swoją powinność bez rozkazu, bez rozwagi, bez czucia. Jak młyn palny nabijali, grzmiały, kręcili broń, aż ręka długo szukała w ładownicy i nie znalazła ładunku.
Żołnierz pobladł, nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął. Uczuł, że go pali strzelba rozogniona, upuścił ją i upadł. W szaniec lazła już kupa nieprzyjaciół jak robactwo na świeżego trupa.
Ofiara Ordona i eksplozja
Generał obserwował przez lunetę wspartą na ramieniu adiutanta. Długo patrzył w milczeniu na szturm i szaniec. W końcu rzekł "Stracona". Spod lunety wymknęło się kilka łez. Zapytał młodego oficera, czy widzi Ordona na wale.
Widzę go znowu — widzę rękę — błyskawicę,
Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,
Biorą go — zginął. — O, nie — skoczył w dół, do lochów!
Adiutant widział Ordona śród dymu - jego rękę dającą rozkazy, błyskawicę, która wywijała i groziła wrogom, trzymała palną świecę. Gdy go brali, skoczył w dół do lochów. Generał powiedział: "Dobrze, nie odda im prochów". Nastąpił blask, dym, chwila ciszy, a potem huk jak stu gromów.
Moralna refleksja i przesłanie
Powietrze zaćmiło się od wyłomów ziemi, harmaty podskoczyły i toczyły się na kołach. Gdy dym opadł, na miejscu reduty leżała tylko czarna bryła niekształtnej ziemi - rozjemcza mogiła. Tam i ci, co bronili, i ci, co się wdarli, zawarli pierwszy raz pokój szczery i wieczny.
On będzie Patron szańców! — Bo dzieło zniszczenia
W dobréj sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia
Adiutant wiedział, gdzie jest dusza Ordona - będzie patronem szańców. Dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte jak dzieło tworzenia. Gdy od ludzi ucieknie wiara i wolność, gdy ziemię obleją despotyzm i duma szalona jak Moskale redutę Ordona, Bóg wysadzi tę ziemię, jak Ordon swoją redutę.