kochanowski/odprawa-poslow-greckich
Bardzo krótkie streszczenie
Troja, czasy mityczne. Dostojnik Antenor poinformował zebranych o przybyciu greckich posłów żądających wydania Heleny, którą królewicz Aleksander uprowadził z Grecji. Aleksander próbował pozyskać poparcie Antenora, lecz ten odmówił, stawiając prawdę i sprawiedliwość ponad przyjaźń.
Helena, żona greckiego króla Menelaosa, opłakiwała swój los. Żałowała, że Aleksander odwiedził Spartę i zabrał ją od męża. Stara opiekunka próbowała ją pocieszyć, lecz Helena twierdziła, że na świecie jest więcej zła niż dobra.
Król Priam zwołał radę, by zdecydować o losie Heleny. Aleksander argumentował, że otrzymał ją od bogini Wenus i przypominał o dawnych krzywdach greckich. Antenor radził ją zwrócić, ostrzegając przed nieuchronną wojną. Jednak wojowniczy Iketaon przekonał większość, że nie należy ustępować Grekom. Rada postanowiła zatrzymać Helenę.
Odprawieni posłowie greccy, Ulisses i Menelaos, potępili decyzję Trojan i zapowiedzieli krwawą zemstę.
Wówczas wystąpiła Kasandra, córka króla obdarzona darem proroctwa. W ekstatycznym uniesieniu przepowiedziała zagładę Troi:
Wielki ogień ma powstać, tak wielki ogień,
Że wszytko jako w biały dzień widać będzie,
Ale nazajutrz zaś nic widać nie będzie.
Wtenczas, ojcze, ani już bogom swym dufaj,
Ani się poświęconych ołtarzów łapaj
Antenor błagał króla, by potraktował proroctwo poważnie. Wkrótce przybył rotmistrz z greckim jeńcem, który potwierdził, że tysiąc okrętów greckich jest gotowych do ataku. Król Priam nakazał przygotowania do obrony i wojny.
Szczegółowe streszczenie
Tytuły poszczególnych części są redakcyjne.
Prolog. Antenor o przybyciu posłów greckich i zbliżającej się wojnie
Trojański dostojnik wystąpił przed zgromadzonymi, aby poinformować o przybyciu greckich posłów. Przypomniał, że od dawna przewidywał, iż waleczni Grecy nie będą cierpieli krzywdy, która ich spotkała. Posłowie przybyli, by domagać się wydania Heleny, którą Aleksander uprowadził z Grecji, będąc gościem w domu jej męża. Jeśli Trojanie zwrócą Helenę, będą mogli żyć w pokoju, lecz jeśli posłowie odjadą z niczym, tego samego dnia należy spodziewać się wieści o greckim desancie i wojnie.
Antenor zauważył, że Aleksander prowadzi rozległe działania, zbiera zwolenników i rozsyła upominki, próbując przekupić także jego samego. Jednak dostojnik podkreślił swoją nieugięta postawę.
A mnie i dom mój, i co mam z swych przodków,
Nie jest przedajno. A miałbych swą wiarę
Na targ wynosić, uchowa mię tego
Bóg mój. Nie ufa swej sprawiedliwości,
Kto złotu mówić od siebie rzecz każe.
Epejsodion 1. Spór Aleksandra z Antenorem o wydanie Heleny
Aleksander zwrócił się do Antenora z prośbą o poparcie w sprawie przeciwko greckim posłom. Dostojnik odpowiedział, że chętnie pomoże, jeśli będzie to zgodne ze sprawiedliwością i dobrem państwa. Rozpoczęła się ostra wymiana zdań. Królewicz zarzucał Antenorowi, że bardziej życzy obcym niż swoim, a ten odpowiadał, że nie może stawiać przyjaźni ponad prawdę.
Aleksander oskarżył Antenora, że ten gości u siebie greckich posłów i przyjmuje od nich dary. Antenor odparł, że nie bierze ani cudzych żon, ani cudzych darów, a Aleksander żyje i mówi niepowściągliwie. Rozgniewany królewicz stwierdził, że znajdzie innych, którzy go poprą, a Antenor odpowiedział sucho, że będą to ludzie tacy jak on sam. Aleksander zakończył spór, mówiąc, że da Bóg, znajdzie uczciwych ludzi.
Stasimon 1. Chór o młodości i rozumie
Chór trojańskich panien rozważał, jak cenne byłoby połączenie młodości z rozsądkiem.
By rozum był przy młodości
Nigdy takiej obfitości
Pereł morze i ziemia złota nie urodzi,
Żeby tego nie mieli tym dostawać młodzi.
Mniej by na świecie trosk było,
By się to dwoje łączyło
Młodzi ludzie, nie dbając o rozum i ulegając żądzom, tracą zdrowie, sławę i majątek, a ojczyznę wtrącają w trudności. Chór zauważył, że Bóg rzadko daje jednocześnie młodość i mądrość. Panny dostrzegły nadchodzącą Helenę i zastanawiały się, co myśli kobieta wiedząc, że dziś w radzie zapadnie ostateczna decyzja o jej losie.
Epejsodion 2. Lament Heleny i rozmowa ze starą panią
Helena wyraziła przekonanie, że wszystko przewidziała jak w zwierciadle. Wiedziała, że Aleksander nie będzie długo cieszył się swoim zyskiem, a Grecy go dogoną. Porównała go do drapieżnego wilka uciekającego ze zdobyczą, a Greków do pasterzy z psami. Obawiała się, że zostanie odprowadzona do Grecji w łańcuchach pośród greckich okrętów. Zastanawiała się, jak spojrzy w oczy braciom i mężowi, jak będzie tłumaczyć swoje postępowanie.
Helena żałowała, że Aleksander w ogóle odwiedził Spartę. Miała wszystko: była córką zacnych książąt, poślubiła zacnego księcia, Bóg dał jej urodę, potomstwo i dobrą sławę. Wszystko to utraciła przez złego człowieka. Teraz ojczyzna jest daleko, nie widzi przyjaciół, nie wie, czy dzieci żyją, a sama jest prawie jak niewolnica, narażona na przykre uwagi i złą sławę.
Stara pani próbowała pocieszyć Helenę, mówiąc, że tak musi być na świecie: raz radość, raz smutek, z tego życie jest uplecione. Rozkosz jest niepewna, ale i troski ustępują, gdy Bóg chce. Helena odpowiedziała, że wieniec życia jest nierówno upleciony, człowiek czuje więcej zmartwień niż radości.
O matko moja, nierównoż to tego
Wieńca pleciono; więcejże daleko
Człowiek frasunków czuje niż radości.
Barziej do serca to, co boli, człowiek
Przypuszcza, niżli co g’myśli się dzieje.
Helena rozwinęła swoją myśl, twierdząc, że na świecie jest więcej zła niż dobra. Jeden jest sposób urodzenia się, a wiele dróg zginięcia. Jedno jest zdrowie, a niezliczona liczba chorób. Sama Fortuna świadczy o tym, że jest mniej dóbr niż złych przypadków, bo ubogaciwszy pewną część ludzi, trapi innych ciężkim ubóstwem. Pani Stara odpowiedziała, że niewielka korzyść z wiedzy, czy jest mniej czy więcej dobra. Trzeba prosić Boga, by człowiek doznał jak najmniej nieszczęścia. Zauważyła, że z rady długo nikt nie wychodzi, a kobietom przystoi być w domu niż przed sienią.
Stasimon 2. Chór o odpowiedzialności władców
Chór zwrócił się do władców, przypominając im o wielkiej odpowiedzialności.
Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie,
A ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie,
Wy, mówię, którym ludzi paść poruczono
I zwirzchności nad stadem bożym zwierzono:
Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi
Panny przypomniały, że władcy zajęli boże miejsce na ziemi i mają dbać o cały ludzki rodzaj, nie tylko o własne sprawy. Zwierzchność została im dana, ale sami mają nad sobą pana, któremu kiedyś będą musieli zdać sprawę ze swoich czynów. Ten pan nie bierze darów ani nie pyta, czy ktoś jest chłopem czy hrabią, w siermiędze czy w złotogłowiu. Jeśli ktoś choćby najmniej przewinił, będzie w okowach. Chór stwierdził, że z mniejszym niebezpieczeństwem grzeszy zwykły człowiek, bo sam się traci swoim wszeteczeństwem, natomiast występki przełożonych zgubiły miasta i zniszczyły do gruntu szerokie państwa.
Epejsodion 3. Poseł przynosi Helenie wieść o decyzji trojańskiej rady
Do Heleny przybył poseł z dobrą nowiną. Powiedział, że posłowie greccy odjadą tak, jak przyjechali, bez niej. Helena zapytała, czy był sam w radzie, czy słyszał od kogoś. Poseł odpowiedział, że był przy wszystkim i prosto stamtąd przyszedł na rozkaz Aleksandra. Helena poprosiła o szczegóły. Poseł zaczął opowiadać przebieg obrad.
Król Priam otworzył radę, mówiąc, że nigdy nie zwykł nic czynić bez rady dostojników, a w tej sprawie tym bardziej nie chce, aby miłość ojcowska do syna go zwiodła. Powiedział, że powinowactwo z rzeczpospolitą jest dla niego większe niż więzy krwi. Co się wszystkim zdaje, to i on pochwali. Syn dostał żony w Grecji, nie wiadomo jak, a teraz Grecy się jej upominają. Wydać czy nie wydać, w tym trzeba rozmysłu.
Wówczas wstał Aleksander i zaczął mówić. Przypomniał, że już przy pierwszej skardze posłów dał wystarczającą odpowiedź. Teraz nie chce bawić słuchających próżnymi słowami, ale powie tylko trochę, a resztę pozostawi Bogu, łasce ojcowskiej i zdaniu wszystkich. Przypomniał, że zawsze prowadził życie myśliwego, wolał gonić jelenie i dziki w gęstych dąbrowach niż uczestniczyć w biesiadach. Nie myślał wtedy o Helenie, nawet nie słyszał tego imienia. Wenus sama mu ją zaleciła i dała za żonę, gdy trzy boginie obrały go za sędziego. Ludzie proszą Boga o szczęście, a on miał je odrzucić? Przyjął dar wdzięcznie i ma nadzieję, że bóg, który go obdarzył, będzie go szczęścił do końca i nie da lada jak wydrzeć tego, co dał.
Aleksander argumentował dalej, że gdyby nawet dostał żony ludzkim obyczajem, nie wie, czemu Grekom miało się udać wykraść Medeę od przyjaciół Trojan, a jemu nie godziło się oddać ich fortelem za fortel. Jeśli on jest winien, to i oni winni. Jeśli chcą nagrody, niech sami pierwej ją czynią jako ci, którzy krzywdę naprzód uczynili. Prosił ojca, by wydał nie tylko jego żonę, ale i jego samego, niech pokutuje. Jednak jeśli Grecy uważają, że każdy im winien sprawiedliwość, a oni nikomu, tego nigdy nad Trojanami nie przewiodą.
Królewicz przypomniał ojcu o dawnych krzywdach i szkodach, które Priam wziął od Greków. Mury wciąż leżą powalone, pola stoją pustkami, są to znaki greckiego miecza i okrutnej ręki. Nawet jeśli król nie chce tego pamiętać, musi pamiętać Hezjona, siostra króla, która do tej pory żyje u nich w niewoli. Tej krzywdy jedna Helena nie nagrodzi ani jeden Parys nie powetuje. Tu Aleksander przestał mówić, a w sali rozległ się szept.
Gdy szmer ucichł, przemówił Antenor. Powiedział, że prawdzie nie potrzeba długich wywodów. Aleksander, będąc gościem w domu przedniejszego człowieka, nie pomniąc na prawa gościnne, wziął mu żonę. Gdyby nawet przemówił mu najlichszą niewolnicę, byłby mu winien, cóż dopiero gdy wziął żonę, której ani zaniedbać, ani dochodzić dobry człowiek bez wstydu nie może. Winien mu niemało. Grecki mąż, choć ze wstydem, żony się upomina, a Antenor radzi ją wrócić, aby do niesprawiedliwości nie dodać zelżenia. Oboje są nieznośne, cóż dopiero razem. Jest rzeczą niewątpliwą, że Grecy będą domagać się Heleny nie tylko przez posłów, ale i przez miecz. Niech Aleksander nie żeni się tak drogo, żeby małżeństwo swoje płacić upadkiem ojczyzny i krwią trojańską. Jeśli ufa łasce swojej bogini, niech się boi dwóch innych, które rozgniewał swoim sądem.
Antenor stwierdził, że Medea została uniesiona nie za ich czasów i nie wiadomo, czy mają do tego coś. Widzi natomiast, że tej krzywdy u Greków nikt się do tej pory nie domagał, milczeli ci, którym było przystojniej o to mówić. Nie wie, jak słusznie chcą swój własny występek cudzą krzywdą barwić. Bardziej ich dotyczy to, że za przodków Grecy w tym królestwie mieczem wojowali, lecz i wtedy ich niesprawiedliwość do tego upadku przywiodła. Boi się, że to sąd tajemny boży, że za niesprawiedliwość zawsze mają ponosić pomstę od Greków. Król powinien się tego przestrzegać, tym bardziej że w pierwszej klęsce o mało nie zginął, pokutując za grzech ojcowski.
Po Antenorze podobnie mówili Eneasz, Pantus, Tymetes, zgadzali się Lampon i Ukalegon, ale inaczej rozumiał sprawę dostojnik, który przemówił następnie. Powiedział, że jakkolwiek Grecy zagrają, Trojanie mają skakać. Każą się ich bać, a on się, owszem, lęka. Teraz każą wydać Helenę, po chwili będą się upominać o trojańskie żony i dzieci.
Jako nam kolwiek Grekowie zagrają,
Tak my już skakać musim? Bać się ich nam każą,
A ja, owszem, się lękam. Teraz nam Helenę
Wydać każą, po chwili naszych się żon będą
I dzieci upominać.
Iketaon mówił, że chciwość nigdy nie stoi w swojej mierze, zawsze pomyka swoich granic jak powódź, aż wszystkie pola zaleje. Za czasu trzeba umykać rogów, bo potem próżno się miotać, kiedy jarzmo na szyję założą. Grecy proszą o sprawiedliwość, a grożą wojną: daj, chcesz czy nie, albo wydrę. Winien sprawiedliwość, ale nie ze swoją hańbą. Kto ją wyciska, chce korzyści i zelżenia. Dawny to grecki tytuł mianować się panami, a Trojan barbarzyńcami, sługami. Ale nie ten jest panem, kto się w Peloponezie czy Troi rodził, szabla ostra przy boku to pan, ta rozstrzygnie, kto komu czołem bić ma. Greczyn niech nie dzierży o sobie, że jest tak groźny, jak sam się zdaje. Jeśli Grecy uważają, że krzywdę w tym mają, niech okażą na sobie sami naprzód, jak taki gwałt winien nagradzać Aleksander, skoro sami okazali, jak taki gwałt czynić. Aleksander nie wziął brata przy siestrze, jak oni wzięli Medeę i Absyrta.
Iketaon stwierdził, że za jednego krzywdę oni wszyscy się wzięli, a Trojan pojedynkiem zbierać mają. Sąsiadowi sąsiad w Azji winien to, co u nich w Europie. Co się siostry królewskiej i szkód dawnych tyczy, to większa to sprawa, niż by się tu miała przypomnieć. Dzierży o cnej krwi trojańskiej, że tego mścić się jeszcze będzie. Teraz zgoła nie radzi Heleny wydawać, aż się też oni z nimi o Medeę zgodzą. To jego słowa były. Potem już nikt się długą rzeczą nie bawił, jeden głos był wszystkich: tak jako Iketaon. Kilkakroć powstawał Ukalegon chcąc mówić, lecz przed hukiem nie mógł. Marszałkowie bili laskami w ziemię, wołając, by posłuchali Ukalegona, ale nic nie pomogły laski. Ktoś zawołał głośno, co po tych krasnych mowach, rozstąpmy się, ujrzymy, gdzie nas więcej. Ledwie wyrzekł, a już wszyscy stali na nogach i brali swoje miejsca. Kiedy się rozstąpili, wszyscy byli przy Aleksandrze, a tam ich garść była. Prosili króla, aby według prawa postąpił i za większą częścią wyrok podał. Król, niewiele mieszkając, powiedział, że rad by był na zgodę patrzeć, lecz skoro być nie mogła, musi większej części naśladować. Co z dobrym będzie pospolitym: Helena niech w Troi zostanie, aż też Grecy za Medeę nagrodę uczynią. Po tym dekrecie po posły posłano, a posła wysłano do Heleny z wieścią o wszystkim. Odprawę posłowie wzięli do tej pory już pewnie, a mąż Heleny w domu jej czeka.
Epejsodion 4. Odprawieni posłowie greccy: Ulisses i Menelaus
Grecki poseł gorzko skomentował decyzję Trojan.
O nierządne królestwo i zginienia bliskie,
Gdzie ani prawa ważą, ani sprawiedliwość
Ma miejsca, ale wszytko złotem kupić trzeba!
Jeden to marnotrawca umiał spraktykować,
Że jego wszeteczeństwa [...] bronią
Ulisses mówił o nierządnym królestwie bliskim zginienia, gdzie wszystko można kupić złotem. Jeden marnotrawca spraktykował, że jego wszeteczeństwa wszyscy jawnie bronią, nie mając prawdy ani nie patrząc końca. Ludzie nie rozumieją, jaki szkodliwy wrzód w rzeczypospolitej stanowi wszeteczna młódź. Ci cnocie i wstydowi cenę ustawili, przed nimi trudno być dobrym człowiekiem. Ci domy niszczą, państwa ubożą i gubią. Przykładem swoim wielką liczbę innych przy sobie psują. Jakie orszaki darmojadów za nimi, którzy ustawicznym próżnowaniem i zbytkiem jak wieprze tyją. Z tego stada nikt się nie przyda do posługi ojczyzny. Jak ten we zbroi wytrwa, któremu czasem i w jedwabiu ciężko? Jak straż będzie trzymał, a on i w południe przesypiać się nauczył? Jak stos wytrzymać ma nieprzyjacielowi, który ustawicznym pijaństwem zdrowie stracił? Takimi się czując, a podobno nie czując, na wojnę wołają. Boże, daj z takimi mężami zawsze czynić!
Drugi poseł grecki wzywał niebo, ziemię, morze i wszystkich bogów na świadków, że żądał rzeczy sprawiedliwej od Trojan, aby mógł wziąć nagrodę krzywdy wielkiej i zelżenia swego. Nic nie otrzymał, jeno śmiech ludzki, a żal serdeczny tym większy.
Menelaus prosił bogów, jeśli sercem czystym tę prośbę czyni, by pomścili zelżenia i jego krzywdy tak jasnej. Prosił, by dali mu na gardle usieść Aleksandrowym i miecz krwią napoić człowieka bezecnego, ponieważ i on jego zelżywością dawno był syt i dziś się nią karmi.
Stasimon 3. Chór do okrętu i o nadchodzącym nieszczęściu
Chór zwrócił się do białoskrzydłej morskiej pławaczki, łodzi bukowej, która nosiła pięknego pasterza, syna Priama, mokrymi ścieżkami słonych wód do przezroczystych brodów Eurotasu. Pytał, co przyniosła szwagierkom, córom szlachetnym Priama, Poliksenie i wieszczej Kasandrze. Za którą oto w tropy prosto, jak za zbiegłą niewolnicą, prędka pogonia przybieżała. Czy to on sławny upominek albo pamiętne, którym luba Wenus, piękniejsza ze wszech bogiń, zapłaciła sędziemu wyrok, kiedy na Idzie śmierci podległy nieśmiertelne uznawca twarzy rozeznawał? Swar był początkiem i niezgoda twego małżeństwa, Pryjamiczu. Nie śmiem źle tuszyć, nie śmiem, ale ledwie nie taki koniec będzie.
Chór prosił możną Cyprydę, by nie kazała patrzeć na cudze. Niech da towarzysza życzliwego, jednego łoża przyjaciela z łaski swojej, a inni, jeśli chcą więcej, niech proszą. Oczy łakome wielu ludzi zawiodły, lecz kto w krygi żądzę mógł ująć, w długim bezpieczeństwie dni swych użyje. Przyjdą, przyjdą niedawno czasy, że rozbójcę rozbójca znajdzie, ten mu słodki sen z oczu zetrze i bezpieczne serce zatrwoży, kiedy trąby ogromne zagrzmią, a pod mury nieprzyjacielskie staną szańce.
Epejsodion 5. Ostrzeżenia Antenora, proroctwo Kasandry i przygotowania do wojny
Antenor przypomniał królowi, że jego wierna rada, by wydać Helenę Grekom i zgasić pochodnię wielkiej wojny, nie była ważna. Teraz upomina króla w czas, by czuł o potrzebie i o pewnej wojnie, tak pewnej, jak on tu przed nim stoi. Słyszał, jak posłowie ich żegnali. Pograniczni starostowie piszą, że greckie wojska się ściągają do Aulidy. W tym wątpić nie trzeba, że przyjdą do Troi, inaczej nie posyłaliby tu posłów ani tak surowo o swoją krzywdę nie mówili. Nie mieszkając, póki brzegu morskiego ostatka nie stracą, porty i zamki pograniczne trzeba dobrze opatrzyć spiżą i ludźmi, hołdownym książętom rozkazać być pogotowiu, żołnierzom przypowiedzieć służbę, szpiegów rozesłać, straż mieć i na morzu, i na ziemi, aby łacni Grekowie nie zastali ich niegotowymi.
Król odpowiedział, że Antenor tak się boi, jakby już na oko nieprzyjaciela widział. Antenor odparł, że teraz się bać lepiej, bo za taką bojaźnią i opatrzność, i gotowość rośnie. Wówczas już próżny rozmysł, bo już albo się bić, albo uciekać trzeba, trzeciego nic nie ma. Król powiedział, że on, owszem, na dobrej pieczy wszystko mieć chce, aby do tak nagłych ucieczek nie przyszło.
Antenor zapytał, co za białogłowa z włosami roztarganymi i twarzą tak bladą. Drżą na niej wszystkie członki, piersiami pracuje, oczy wywraca, głową kręci, to chce mówić, to zamilknie. Król odpowiedział, że to jego nieszczęśliwa córa, Kasandra, widzi, że ją duch Apollinowy zwykły nagarnął, nie wolno, tylko jej posłuchać.
Kasandra zapytała, po co ją próżno srogi Apollo trapi, który, dając wieszczego ducha, nie dał wagi w słowach, ale jej wszystkie proroctwa na wiatr idą, nie mając u ludzi więcej wiary nad baśni próżne i sny znikome. Komu serce spętane albo pamięci zguba jej pomoże? Komu z ust jej duch nie jej użyteczny i zmysły wszystkie ciężkim, nieznośnym gościem opanowane? Próżno się odejmuje, gwałt jej się dzieje, nie władnie dalej sobą, nie jest swoja. Ale gdzie jest, prze Boga? Światła nie widzi, noc jej jakaś nagła przed oczy upadła. Owóż mają dwa słońca, owóż dwie Troje, owóż i łania morzem głębokim płynie. Nieszczęśliwa to łania, złej wróżki łania. Brońcie brzegów, pasterze, nie dopuszczajcie tej niezdarzonej gości nigdzie do ziemi! Nieszczęśliwa to ziemia i brzeg nieszczęsny, gdzie ta łania wypłynie, nieszczęsna knieja, gdzie wnidzie i gdzie gładki swój bok położy. Wszystkie stopy, wszystkie jej łożyska muszą krwią opłynąć, upadek, pożogę, pustki z sobą niesie.
Kasandra wołała do wdzięcznej ojczyzny, do murów, nieśmiertelnych ręku roboty. Jaki koniec je czeka? Do brata, stróża ojczyzny, domu zacnej podpory, mówiła, że tesalskie konie wkoło murów trojańskich włóczyć grożą, a jego oziębłe ciało, jeśli nieszczęsny ojciec będzie chciał pochować, musi je u rozbójcy złotem kupować. Nieprzepłacony duchu, z tobą pospołu i ojczyzna umarła, jedna mogiła oboje was przykryje. Lecz i ty, srogi trupokupcze, niedawno i sam polegniesz, strzałą niemężnej ręki prędką objeżdżony. Cóż potem? Kłoda leży, a ze pnia przedsię nowa rózga wyrosła i nad nadzieję prędko ku górze idzie. A to co za koń tak wielki na poboju sam jeden stoi? Nie wódźcie go do stajni, radzi, nie wódźcie, bije ten koń i kąsze, spalcie go raczej, jeśli sami od niego zgorzeć nie chcecie. Czujcie, stróże, noc idzie, noc podejrzana. Wielki ogień ma powstać, tak wielki ogień, że wszystko jako w biały dzień widać będzie, ale nazajutrz zaś nic widać nie będzie.
Wtenczas, ojcze, ani już bogom swoim dufaj, ani się poświęconych ołtarzów łapaj, okrutnego lwa szczenię za tobą bieży, które cię paznoktami ostrymi przejmie i krwią twoją swe gardło głodne nasyci. Synów wszystkich pobiją, dziewki w niewolę zabiorą, drugie dla trupów umarłych na ich grobach bić będą. Matko, ty dziatek swoich płakać nie będziesz, ale wyć będziesz! Chór wołał, by co najprędzej rzucili się i na pokój gdzie wyprowadzili tę pannę upracowaną.
Antenor powiedział królowi, że te słowa nie są zbyt trudne do wyrozumienia, a zgoła opowiadają upadek jemu i ojczyźnie. Prze Boga go prosi, nie waż ich sobie lekce ani miej za baśni. Król odpowiedział, że jeszcze tego nieprawnie ta przeciwna wiedma w niego wmówiła, żeby się miał bać, ale przedsię postraszyła go nieco, zwłaszcza że mu przyszedł na pamięć sen żony. Bo gdy z tym złym synem, Aleksandrem, chodziła, mało przed zlężeniem śniło się jej już na dniu, że miasto dziecięcia pochodnią urodziła. Antenor powiedział, że i on to jeszcze natenczas wiedział i pomni, jako to wieszczkowie wykładali, że to dziecię miało upadek ojczyźnie przynieść, czego widzi blisko. Król odpowiedział, że dobrze to pamięta, ale i on był rozkazał grzechu tego nie żywić, dawno to na puszczy wilki miały rozdrapać i kości nieszczęsne po pustych górach roznieść. Antenor stwierdził, że lepiej było, niżli im wszystkim przez niego zginąć.
Antenor zapytał, co za więźnia mają, ubiór to jest grecki. Rotmistrz odpowiedział, że tak, panowie tu radzą, a w polu Grekowie ich wojują. Wczoraj o południu pięć galer ich przypadło na trojańskie brzegi. Ludzi wprawdzie nie brali ani też palili, ale cokolwiek było w polu bydła, wzięli. Jako ich tam niewielki natenczas był poczet, kusiwszy się kilkakroć o nie, musieli na ostatek dać pokój. Kilka głów jest przedsię zabitych, ten sam jeden tylko pojmany. Na próbie to powiedział, że greckiego wojska tysiąc galer na kotwicach pogotowiu stoi w Aulidzie, którzy tylko na posłów czekają. A ci jeśli Heleny nazad nie przyniosą, jak widzi, że bez niej tak na morze wsiedli, wszystko się wojsko tedy ma ruszyć i prosto ku Troi żagle podać. Więzień potwierdził. Rotmistrz zapytał, czy hetmanem Agamemnon, ten, brat Menelaosa. Więzień odpowiedział, że tak.
Król kazał więźnia tego schować i opatrzyć dobrze. Powiedział, że to więc już inna rzecz niż proroctwa albo sny białogłowskie, ale wszyscy przedsię w jeden cel przed się biją. Jutro co najwcześniej w radę wnijdą, a stamtąd już ani nie wychodzą, aż obronę uradzą. Antenor stwierdził, że baczę, że jej trzeba, acz mu to słowa przykre i coś nie bez wróżki. Na każdy rok im każą radzić o obronie. Ba, radźmy też o wojnie, nie wszystko się brońmy, radźmy, jako kogo bić, lepiej niż go czekać!